wedding-1255520_1920

Wierność małżeńska

ks. Marek Dziewiecki

            Wstęp

            Miłość małżeńska to największa forma miłości, jaka może zaistnieć między mężczyzną a kobietą. W konsekwencji to ta forma miłości, która wiąże się z największym stopniem wierności. Chodzi o wierność bezwarunkową i trwającą do końca życia doczesnego, dopóki śmierć małżonków nie rozdzieli. W pierwszej części niniejszego tekstu zostaną przedstawione powody, które sprawiają, że miłość małżeńska, proponowana przez samego Stwórcę, jest miłością największą, a w konsekwencji najbardziej wierną, jaka może zaistnieć między mężczyzną a kobietą. Część druga prezentowanej analizy dotyczy przejawów oraz skutków łamania wierności małżeńskiej. Część trzecia ukazuje motywy i przejawy wierności małżonka wobec niewiernego męża czy niewiernej żony. Część ostatnia, czwarta, opisuje wymogi, jakim powinien sprostać niewierny małżonek, by powrócić do wiernego wypełniania złożonej przez siebie przysięgi miłości.

Małżeństwo: największa miłość mężczyzny i kobiety

Księga Pieśni nad Pieśniami ukazuje tęsknotę mężczyzny i kobiety za wielką miłością, za byciem ze sobą w taki sposób, który wzrusza i umacnia, który daje poczucie bezpieczeństwa i trwałą radość oraz sprawia, że chce nam się żyć w każdej sytuacji. Tęsknota za tak wyjątkową miłością wynika z ludzkiej natury. Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a On jest miłością. Gdy nadeszła pełnia czasów, Bóg posłał nam swojego Syna w widzialnej postaci. Dzięki Jezusowi wiemy, że jedyny Bóg to wspólnota trzech kochających się Osób: Ojciec, Syn i Duch Święty. To najszczęśliwsza rodzina we wszechświecie, bo to wspólnota, w której każdy kocha każdego aż do utożsamiania się z pozostałymi osobami. Odkąd wcielony Syn Boży objawił nam tajemnicę Trójcy Świętej wiemy już, że Bóg jedyny nie jest Bogiem samotnym, gdyż jest wzajemną miłością trzech Bożych Osób.

To właśnie dlatego nie jest dobrze człowiekowi być samemu. Samotność to pierwsze zło, jakie demaskuje Stwórca, gdyż w osamotnieniu nie jesteśmy podobni do Boga. Nawet Bóg nie jest samotny. W osamotnieniu nie mamy od kogo przyjmować miłości i nie mamy komu okazywać naszej miłości. Pierwszym poleceniem Boga jest małżeństwo i rodzina: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Pragnienie potomstwa to najpewniejszy sprawdzian tego, że mąż kocha żonę, a żona męża i że obydwoje są tego pewni. Miłość małżeńska to pierwsze polecenie, jakie Bóg kieruje do mężczyzny i kobiety, gdyż to najpiękniejszy sposób pokonania samotności na tej Ziemi. Nie wystarczy przecież spotkać kogokolwiek, by uwolnić się z osamotnienia. Radosne bycie razem ma miejsce jedynie wtedy, gdy spotykają się osoby, które siebie znają i które odnoszą się do siebie z wzajemną miłością. Im bardziej ofiarną oraz wierną miłość okazuje mąż żonie, a żona mężowi, tym większa jest ich radość i tym większe jest ich poczucie bezpieczeństwa.

„Bóg, który stworzył człowieka z miłości, powołał go także do miłości, która jest podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej. Człowiek został bowiem stworzony na obraz i podobieństwo Boga, który sam jest Miłością. Ponieważ Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, ich wzajemna miłość staje się obrazem absolutnej i niezniszczalnej miłości, jaką Bóg miłuje człowieka. Jest ona dobra, co więcej bardzo dobra, w oczach Stwórcy” (KKK 1604). Wziąć kogoś za żonę/męża to wybrać tę osobę za kogoś, kogo odtąd małżonek kocha najbardziej na tej Ziemi, komu zawierza swój los doczesny, a także los dzieci, które przyjdą na ten świat. Jedynie Boga powinni małżonkowie kochać jeszcze bardziej. Wszyscy narzeczeni – podobnie jak mężczyzna i kobieta z Księgi Pieśni nad Pieśniami – pragną być w małżeństwie ogromnie szczęśliwi. Pragną razem powracać do raju utraconego po grzechu pierwszych ludzi. Jednak nawet najbardziej czułe zakochanie i zawarcie sakramentalnego małżeństwa nie gwarantuje automatycznie, że ona i on będą ze sobą – a później także z dziećmi – szczęśliwi. Zależy to od ich przygotowania do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. To przecież nie jakaś abstrakcyjna miłość kocha i zachwyca, lecz konkretny mężczyzna czy konkretna kobieta. Podobnie to nie miłość rozczarowuje w małżeństwie – jeśli rozczarowuje – lecz rozczarowuje ten konkretny mąż czy ta konkretna żona.

Odpowiedzialne przygotowanie do sakramentu małżeństwa polega na przechodzeniu od zakochania do miłości. Znana piosenka mówi, że łatwo powiedzieć: kocham, trudniej natomiast tę deklarację wprowadzić w czyn, bo w miłości „jest kolor nieba, ale także rdzawy pył gorzkich dni”. Miłość od święta, czyli wtedy, gdy wszystko świetnie się układa, to sama radość i kawałek Nieba na Ziemi. Jednak w codzienności miłość powiązana jest z ciężką pracą, z dyscypliną, z panowaniem nad ciałem i emocjami, z niepokojem o los kochanej osoby, czasem z ogromnym bólem, a zawsze z wezwaniem do bezwzględnej uczciwości i wierności. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy ktoś, kto powinien nas najbardziej z ludzi kochać, czyli mąż lub żona, przeżywa kryzys i zadaje nam cierpienie. W naszych czasach miłość stała się jeszcze trudniejsza nie tylko ze względu na to, że jest wyśmiewana czy że w jej miejsce podstawiane są groźne imitacje. Stała się trudniejsza również z tego względu, że coraz mniej jest takich osób, które uczą się od Boga dojrzale kochać. Spotykamy takich nastolatków czy dorosłych, którzy trzymają się za ręce, mieszkają razem, współżyją ze sobą, a mimo to zwracają się do siebie agresywnym tonem czy stosują wobec tej drugiej osoby jakąś formę przemocy: werbalnej, psychicznej, moralnej, duchowej czy społecznej.

Mylić miłość z czymś, co miłością nie jest, to błąd tak poważny, jak mylenie życia ze śmiercią. To dlatego ratujemy sobie dosłownie życie wtedy, gdy już wiemy, że zakochanie nie jest jeszcze miłością. Pierwszy błąd to przekonanie, że miłość to uczucie i że to takie „piękne” uczucie. Błąd drugi to przekonanie, że zakochanie jest już miłością. W rzeczywistości kochać to coś nieskończenie więcej niż przeżywać najpiękniejsze nawet uczucia czy nastroje. Gdyby miłość była uczuciem, to wtedy nie można byłoby jej ślubować, gdyż uczucia są zmienne, nie zależą od naszej woli, czasem zaskakują nas samych i bywają nieobliczalne. Tymczasem miłość jest trwała, wierna i niezależna od uczuć, jakie przeżywamy tu i teraz. Uczucia są cząstką mnie, są moją własnością, natomiast miłość jest większa ode mnie. Ja w niej uczestniczę, gdy kocham, lecz nie jestem miłością, bo nie jestem Bogiem. Dojrzała miłość to postawa, a nie nastrój. Kto kocha dojrzale, ten nie kieruje się uczuciami. Bóg-Miłość nie jest uczuciem i dlatego to nie przeżywane przeze mnie uczucia są sprawdzianem tego, czy kocham.

            Błędne przekonanie, że miłość to uczucie wynika z faktu, że każdy, kto kocha, przeżywa silne uczucia. Nie istnieje miłość oderwana czy pozbawiona uczuć! Emocjonalna obojętność wobec drugiej osoby świadczy o tym, że jej nie kochamy. Z faktu jednak, że uczucia zawsze towarzyszą miłości, nie wynika, że miłość jest uczuciem, czy że uczucia stanowią istotę miłości. Gdy w słoneczny dzień wychodzę na spacer, wtedy towarzyszy mi mój cień. O ile jednak łatwo odróżnić mój cień ode mnie, o tyle wielu ludziom sprawia trudność odróżnienie uczuć, które towarzyszą miłości, od troski o kochaną osobę, która mi towarzyszy niezależnie od tego, jakie uczucia i nastroje przeżywam tu i teraz. Istotę miłości stanowi wierna i ofiarna troska, a nie uczucia czy inne stany emocjonalne. Kto kocha, ten przeżywa różne uczucia, w zależności od tego, co dzieje się z kochaną osobą. W żadnej sytuacji nie kieruje się uczuciami, lecz zdrowym mądrością, odpowiedzialnością oraz zasadami Dekalogu.

W każdym słowie i czynie Jezus potwierdzał to, że kocha, jednak również Jego miłości towarzyszyły różne stany emocjonalne. Co innego przeżywał Jezus w kontakcie z ludźmi, którzy kochali bardziej niż inni, a zupełnie innych przeżyć doświadczał w kontakcie z tymi, którym musiał rozwalać stoły czy przed którymi musiał się bronić. Nasze emocje sygnalizują to, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie z bliźnimi. Jeśli kochający rodzice odkrywają, że ich syn jest narkomanem, to przeżywają wtedy dramatyczny niepokój, lęk i wiele innych bolesnych uczuć właśnie dlatego, że kochają. Jeśli z kolei widzą, że syn ten uwalnia się z nałogu i zaczyna postępować szlachetnie, wtedy odczuwają wielką radość i wzruszenie.

Mylenie miłości z uczuciami i w konsekwencji mylenie miłości z zakochaniem, które jest stanem emocjonalnym, prowadzi do tego, że to uczucia stają się dla nas kryterium postępowania. Tymczasem uczucia – podobnie jak popędy – bywają nieobliczalne, a kierowanie się nimi prowadzi do życiowych pomyłek i dramatów. Ludzie, którzy kierują się miłością, potrafią kochać także tych, wobec których odczuwają emocjonalną niechęć, rozżalenie czy bolesne rozgoryczenie. Pierwszym zatem warunkiem wiernej miłości małżeńskiej jest panowanie nad własnymi uczuciami. Warunkiem drugim jest panowanie nad popędami i instynktami. Popędy – podobnie jak uczucia – bywają nieobliczalne. One nie kierują się zasadą wierności. Przykładem jest historia Dawida, który z wiernego Bogu i szlachetnego człowieka stał się cudzołożnikiem i mordercą wtedy, gdy zaczął kierować się zakochaniem i pożądaniem. Kto podporządkowuje się ciału, popędom, instynktom czy emocjom i uczuciom, ten nie jest w stanie kochać, a w konsekwencji nie jest też w stanie dochować wierności małżeńskiej.

2. Oblicza wierności małżeńskiej

„Pismo święte stwierdza, że mężczyzna i kobieta zostali stworzeni wzajemnie dla siebie: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam”. Bóg daje mu niewiastę, „ciało z jego ciała”, to znaczy istotę równą mu i bliską, jako pomoc przychodzącą od Pana. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Jezus wskazuje, że oznacza to nienaruszalną jedność ich życia, przypominając, jaki był „na początku” zamysł Stwórcy” (KKK 1605). Jeśli ktoś twierdzi, że wierność małżeńska polega jedynie na tym, by nie zdradzać żony czy męża w sferze seksualnej, czyli by nie dopuszczać się cudzołóstwa, ten w karykaturalny wręcz sposób zawęża rozumienie wierności, jaką ślubują sobie narzeczeni.

Wierność małżeńska oznacza bowiem wierne wypełnianie sakramentalnej przysięgi małżeńskiej we wszystkich jej aspektach! Oznacza to okazywanie największej miłości współmałżonkowi, bezwzględne zachowanie uczciwości i lojalności wobec żony/męża, trwanie przy małżonku w dobrej i złej doli, trwanie w przyjaźni z Bogiem i korzystanie z Jego pomocy na co dzień, a także przyjmowanie z miłością i katolickie wychowywanie potomstwa. To oczywiste, że koniecznym warunkiem bycia wiernym małżonkiem jest zachowywanie wierności także w sferze seksualnej. Jednak wierność zachowywana jedynie w tej sferze nikomu nie wystarczy do szczęścia. Popatrzmy zatem na najważniejsze przejawy wierności małżonków, czyli tych, którzy złożyli sobie przysięgę miłości wiernej i nieodwołalnej aż do śmierci.

Po pierwsze, wierność małżeńska oznacza, że wybieram żonę/męża za osobę, którą odtąd kocham najbardziej na tej Ziemi. Małżonek to w moim sercu ktoś pierwszy po Bogu. Jedynie Boga kocham jeszcze bardziej, gdyż to On uczy mnie kochać w sposób wierny i nieodwołalny, a przez to stoi na straży mojej miłości małżeńskiej. Wierność małżeńska przejawia się w tym, że mąż czy żona kocha współmałżonka bardziej niż matkę i ojca, bardziej niż rodzeństwo, bardziej niż najwspanialszych nawet przyjaciół – obecnych czy tych, którzy pojawią się w przyszłości – a także bardziej niż dzieci, którymi Bóg obdarzy daną parę małżonków. Jedynie miłość małżeńska jest sakramentalna, czyli całkiem podobna do miłości Chrystusa, który kocha nas za nic, wiernie, ofiarnie, na zawsze i za wszelką cenę – aż do oddania za nas życia. Niewierność zaczyna się wtedy, gdy małżonek kocha kogoś z ludzi bardziej niż żonę czy męża, na przykład wtedy, gdy troszczy się o kogoś z rodziców czy rodzeństwa bardziej niż o współmałżonka.

Po drugie, wierność małżeńska oznacza, że mąż czy żona okazuje miłość współmałżonkowi od obudzenia się do zaśnięcia. Nie istnieje bowiem miłość nieokazywana. Tak, jak nie da się żyć, nie oddychając, tak nie da się upewniać małżonka o tym, że kocham, jeśli nie korzystam z każdej okazji, by tę moją miłość okazywać i potwierdzać. Miłość to decyzja troski o tę drugą osobę. To decyzja, że odtąd współmałżonek jest dla mnie największym skarbem, dla którego ja chcę być niezawodnym sejfem. Miłość, to takie moje sposoby odnoszenia się do tej drugiej osoby, że jej chce się przy mnie żyć w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Miłość małżeńska powinna być miłość okazywana z bliska, gdyż im bliżej jest osoba, która kocha, tym bardziej umacnia ona tego, kogo kocha. To właśnie dlatego narzeczeni ślubują sobie nie tylko największą – bo małżeńską – miłość, lecz także i to, że się nie opuszczą, czyli że będą okazywali sobie tę największą miłość z największego bliska. Rodzicom, rodzeństwu czy dorosłym dzieciom można okazywać miłość z daleka, natomiast istotą miłości małżeńskiej jest to, iż ma być ona okazywana z bliska. Wierny małżonek okazuje miłość żonie czy mężowi nie tylko od obudzenia się do zaśnięcia i nie tylko z bliska, lecz także w sposób widzialny, czyli poprzez fizyczną obecność, ofiarną służbę – czasem kosztem wypoczynku, a nawet zdrowia – i poprzez serdeczną czułość, jak czynił to Jezus, gdy w widzialny sposób spotykał się z ludźmi na tej Ziemi. Niewierność zaczyna się wtedy, gdy małżonek przestaje komunikować miłość żonie czy mężowi od rana do nocy, lub gdy nie okazuje swojej miłości z bliska i w widzialny sposób.

Po trzecie, wierność małżeńska oznacza, że małżonek jest w sposób wręcz przezroczysty uczciwy i lojalny wobec żony czy męża. Od zawarcia małżeństwa obydwoje są bowiem nie tylko jednym ciałem, lecz także jednością w każdym aspekcie. Małżonkowie wierni mówią sobie otwarcie o tym, o czym rozmawiają ze swoimi rodzicami, z rodzeństwem, z dziećmi, z krewnymi i znajomymi. Mówią sobie też otwarcie o tym, co dzieje się w ich pracy zawodowej, kto ewentualnie szuka tam z nimi bliższego kontaktu i na jakich zasadach. Równie otwarcie mówią sobie nawzajem o tym, kogo spotkali na ulicy, z kim i o czym rozmawiali. Wierni sobie małżonkowie nie dają się zaprosić bez współmałżonka na świętowanie czegoś czy na jakąś prywatną rozmowę, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o rozmowę z osobą drugiej płci. W uzasadnionych przypadkach taka rozmowa może mieć miejsce jedynie za wiedzą i zgodą współmałżonka. Niewierność zaczyna się wtedy, gdy ktoś z małżonków przestaje być lojalny wobec żony czy męża, czyli gdy ukrywa przed współmałżonkiem to, z kim się spotyka i co mówi do innych ludzi.

Po czwarte, wierność małżeńska oznacza, że także wtedy, gdy tu i teraz pomiędzy mężem a żoną pojawia się jakiś konflikt, czy gdy w jakiejś sprawie mają oni różne zdania, to obydwoje pozostają wobec siebie otwarci i szczerzy. Stosują zasadę, że nikt z zewnątrz nie wyręczy ich podpowiedziami czy radami w pokonywaniu ich trudności. Często początkiem niewierności i dramatów małżeńskich staje się „zwierzanie się” komuś trzeciemu z własnych problemów w kontakcie z mężem czy żoną. Zwykle to właśnie w taki sposób zaczynają się romanse i wchodzenie w cudzołóstwo. W obliczu trudności wierni sobie małżonkowie mogą razem udać się na rozmowę do księdza, psychologa czy do doradców rodzinnych. Poza plecami małżonka o swoich małżeńskich trudnościach nie opowiadają natomiast rodzicom, krewnym czy znajomym. Podobnie w sytuacji, gdy ktoś trzeci – na przykład rodzic, ktoś z rodzeństwa czy znajomy w pracy – próbuje poróżnić męża i żonę – to małżonek jest zobowiązany do tego, by natychmiast powiedzieć o tym współmałżonkowi. Powinien też innym osobom pogodnie, a jednocześnie stanowczo wyjaśniać, że jeśli chcą w czymś pomóc, to pod warunkiem, że będą rozmawiali z obojgiem małżonków na raz, gdyż od zawarcia małżeństwa żadne z nich nie może być szczęśliwe kosztem współmałżonka. Niewierność małżeńska zaczyna się wtedy, gdy któreś z małżonków zaczyna „wyżalać się” czy „porozumiewać się” z innymi osobami poza placami żony czy męża.

Po piąte, wierność małżeńska oznacza, że małżonek dba o swoją przyjaźń z Bogiem, o stały rozwój duchowy i o coraz większą dojrzałość religijną. Małżonek wierny złożonej przez siebie przysiędze miłości wie, że nie jest Bogiem. Zdaje sobie sprawę z tego, że wprawdzie szczerze pragnie kochać, ale sam nie jest miłością. Widzi w sobie egoizm, grzech, naiwność, a czasem brak wytrwałości i stanowczości w dobru. Jest realistą i dlatego jest świadomy tego, że bez pomocy Boga nie będzie w stanie żonie czy mężowi okazywać miłości od świtu do nocy, w dobrej i złej doli, w radości i smutku, w zdrowiu i chorobie, przez dziesiątki lat. To dlatego modli się, zachowuje wszystkie przykazania, przynajmniej w niedziele i święta karmi się Eucharystią, regularnie korzysta z sakramentu pokuty i pojednania, z rekolekcji i pielgrzymek, a także ze wsparcia katolickich grup formacyjnych. Niewierność męża czy żony w odniesieniu do Boga, który jest nam wierny aż do krzyża, staje się początkiem niewierności wobec małżonka i wobec złożonej przez siebie przysięgi miłości.

Po szóste, małżonek wierny współmałżonkowi przyjmuje z miłością i po katolicku wychowuje otrzymane od Boga potomstwo. Miłość rodzicielska to naturalna konsekwencja miłości małżeńskiej. Z tego właśnie powodu integralnym elementem przysięgi małżeńskiej jest uroczysta deklaracja narzeczonych, że obydwoje pragną mieć ze sobą dzieci i że zobowiązują się do wychowywania potomstwa nie w jakikolwiek sposób, lecz wyłącznie w sposób zgodny z Ewangelią i nauczaniem Kościoła katolickiego. Niewierność małżeńska zaczyna się wtedy, gdy mąż czy żona zaniedbuje wychowanie dzieci, gdy je wychowuje w innym duchu niż zasady wychowania katolickiego lub gdy swoją postawą wobec współmałżonka gorszy i rani własne dzieci.

Po siódme, wierność małżeńska oznacza, że małżonek żyje w czystości myśli, wyobrażeń, spojrzeń i zachowań. Jezus wyjaśnia, że kto pożądliwie patrzy na inną osobę, to już dopuścił się z nią cudzołóstwo. Wierny małżonek wie, że wierność żonie czy mężowi wyklucza nie tylko współżycie pozamałżeńskie. Wyklucza także wszelkie inne formy niewierności, na przykład oglądanie pornografii czy masturbację. Małżonek wierny wymaga od siebie, żeby współżycie z żoną/mężem było czyste, czyli żeby wynikało z miłości, a nie z dążenia do zaspokojenia popędu, albo z chęci odreagowania napięć seksualnych czy emocjonalnych. Małżonek czysty, a przez to wierny w sferze seksualnej, okazuje współmałżonkowi czułość od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu, a nie tylko wtedy, gdy pragnie kontaktu seksualnego. W przeciwnym przypadku traktuje współmałżonka przedmiotowo, czyli jako narzędzie do zaspokojenia własnych potrzeb, a taka postawa jest sprzeczna z wierną miłością. Ponadto małżonek wierny uwzględnia zasady odpowiedzialnego rodzicielstwa. Potrafi zatem zrezygnować ze współżycia seksualnego wtedy, gdyby mogło ono prowadzić do poczęcia dziecka w sytuacji, w której – na przykład ze względu na zdrowie współmałżonka czy trudną sytuację już narodzonych dzieci – przyjęcie kolejnych dzieci tu i teraz wiązałoby się z elementarnym brakiem odpowiedzialności. Małżonek staje się niewierny wtedy, gdy popada w nieczystość w relacji do samego siebie i/czy w relacji do współmałżonka, a także wtedy, gdy przyjemność seksualna staje się dla niego ważniejsza niż los współmałżonka i dzieci, które już przyszły na świat, a także ważniejsza niż los dzieci, które mogą przyjść na świat na skutek nieodpowiedzialnego rodzicielstwa.

Po ósme, wierność małżeńska w sposób oczywisty i bezwarunkowy wyklucza romansowanie z innymi osobami, a tym bardziej wyklucza współżycie pozamałżeńskie. Małżonek wierny wie, że cudzołóstwo i zdrada małżeńska to najbardziej radykalny i najbardziej drastyczny sposób popadania w niewierność. To skrajna, diabelska forma niewierności wobec Boga, samego siebie, małżonka, dzieci, a także wobec tej trzeciej osoby, którą niewierny mąż czy niewierna żona wikła w grzech ciężki i której potwornie komplikuje sytuację osobistą oraz rodzinną. Małżonek wierny wyklucza nie tylko cudzołóstwo. Wyklucza rozmowy i kontakty o podtekście erotycznym. Stanowczo wyklucza nie tylko współżycie, ale też samą choćby chęć posiadania potomstwa z kimś, kto nie jest współmałżonkiem. Wyklucza takie okazywanie bliskości obcym osobom, które jest niemądre, gdyż może prowokować tę drugą osobę do romansu, albo ułatwiać jej wciąganie nas w nieczysty kontakt. Wierny mąż i wierna żona wiedzą, że podłością i przewrotnością jest odróżnianie zdrad cielesnych od zdrad ”tylko” emocjonalnych i sugerowanie, że te drugie są mniej drastyczne, albo mniej krzywdzące. Małżonek wierny wie, że nie zdradza ciało, lecz zdradza człowiek, cały człowiek, ze wszystkimi tragicznymi konsekwencjami takiego postępowania.

3. Zasady nawrócenia niewiernego małżonka

Coraz więcej małżeństw przeżywa obecnie kryzys. „Każdy człowiek doświadcza zła wokół siebie i w sobie. Doświadczenie to dotyczy również relacji między mężczyzną i kobietą. Od najdawniejszych czasów ich związek był zagrożony niezgodą, duchem panowania, niewiernością, zazdrością i konfliktami, które mogą prowadzić aż do nienawiści i zerwania go. Ten nieporządek może ujawniać się z mniejszą lub większą ostrością, może też być bardziej lub mniej przezwyciężany, zależnie od kultury, epoki i konkretnych osób; wydaje się jednak, że ma on charakter powszechny”  (KKK 1606).

Coraz więcej jest takich małżonków, którzy dopuszczają się najbardziej bolesnej formy niewierności, jaką jest zdrada małżeńska, czyli wchodzenie w związki cudzołożne. W takiej sytuacji nieunikniony jest dotkliwy ból, jaki przeżywa zdradzany małżonek i drastycznie krzywdzone dzieci. Także ta osoba, która zdradza, wcześniej czy później zacznie uświadamiać sobie rozmiary popełnionego zła, a także ponosić coraz bardziej bolesne konsekwencje niewierności wobec Boga, wobec samej siebie, wobec żony czy męża oraz wobec okrutnie krzywdzonych dzieci. Na szczęście – podobnie jak w obliczu każdego zła i grzechu – również w tym przypadku możliwe jest radykalne nawrócenie, rzeczywiste pojednanie, a w konsekwencji ocalenie małżeństwa i rodziny.

             To, co proponuje Kościół w obliczu kryzysów małżeńskich i niewierności męża czy żony, wynika z nauczania Jezusa. Zbawiciel w każdej sytuacji wskazuje nam rozwiązania prawdziwe, a nie rozwiązania łatwe, bo te są tylko pozorne i na długą metę przynoszą jedynie rozczarowanie i jeszcze większe cierpienie. Człowiek może być pogodny i szczęśliwy nawet wtedy, gdy kocha kogoś, przez kogo nie jest kochany, pod warunkiem jednak, że tym kimś nie jest małżonek. Jeśli mąż czy żonazaczyna łamać przysięgę małżeńską, wtedy zadaniem współmałżonka jest mówienie błądzącej osobie prawdy i mobilizowanie jej do nawrócenia i respektowania własnej przysięgi. Jeśli mimo to błądzący brnie w kryzys, wtedy krzywdzony małżonek ma prawo do obrony. W skrajnych przypadkach Kościół daje prawo do separacji małżeńskiej, według zasady: „To, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził.”

Jeśli ktoś dopuścił się zdrady małżeńskiej, to ma teraz dwie możliwości: nawrócić się, albo brnąć w złu i krzywdzić coraz większy krąg ludzi. Jedyną dojrzałą reakcją na własny grzech jest odejście od kochanki czy kochanka i powrót do małżonka z jeszcze większą miłością niż przed kryzysem. Popatrzmy na typowy przykład. Oto mąż zdradza żonę i ma z kochanką nieślubne dziecko. Nawrócenie polega wtedy na zerwaniu więzi z kochanką i na powrocie do żony oraz dzieci. Taka postawa stwarza szansę na to, że skrzywdzona żona stopniowo odzyska zaufanie do męża i upewni się, że on rzeczywiście teraz kocha ją bardziej niż przed zdradą. Natomiast kobieta, która zgodziła się na współżycie z żonatym mężczyzną, zgodziła się w konsekwencji na to, że może stać się kiedyś matką samotnie wychowującą dziecko.

            Pewien mężczyzna opowiadał mi o tym, że kilka lat temu zakończył romans, który doprowadził do zdrady małżeńskiej i poczęcia nieślubnego dziecka, na które od początku płacił uczciwe alimenty. Obecnie jednak ma wyrzuty sumienia i dlatego postanowił pomóc swojej dawnej kochance – zachowując teraz wobec niej całkowity dystans – w wychowywaniu jej i jego syna, który wchodzi w wiek szkolny. Wyjaśniłem memu rozmówcy, że jest to błąd z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że znowu zacznie ogromnie cierpieć jego żona, a także jego ślubne dzieci. Po drugie, kochanka zacznie walczyć o niego i prowokować go do ponownego romansu. Po trzecie, spotykając się z nieślubnym synem raz w tygodniu, będzie go raczej rozpieszczał niż wychowywał. Po czwarte, dla syna jest lepiej, gdy samotnie wychowuje go matka, niż gdy widzi, że jego rodzice rzadko się ze sobą spotykają i że nie okazują sobie miłości ani czułości.

Mężczyzna wsłuchiwał się uważnie w te argumenty i po namyśle powiedział, że mam dużo racji, lecz on mimo wszystko spróbuje pomóc synowi. Po kilku miesiącach zadzwonił i powiedział, że stało się to, co przewidywałem: jego żona i ślubne dzieci zaczęli jeszcze bardziej cierpieć niż w okresie, gdy miał romans. Dawna kochanka zaczęła o niego walczyć i wysyłać do jego żony listy, w których tryumfująco oznajmiała, że to ona wygrała i że kochanek do niej wrócił. Z kolei on sam przekonał się o tym, że sobotnie spotkania z synem to rzeczywiście było tylko rozpieszczanie dziecka. W tej sytuacji uznał swój błąd i wycofał się z próby pokonywania skutków dawnych błędów poprzez popełnianie błędów w teraźniejszości.

            Jeśli dochodzi do zdrady małżeńskiej i gdy z takich związków na świat przychodzą dzieci, to optymalną reakcją na taką sytuację jest radykalne nawrócenie obydwu osób, które dopuściły się zdrady i postępowanie odtąd zgodnie z zasadami Ewangelii. Oznacza to, że każda ze stron powraca do swego małżonka czy poprzedniego stanu życiowego i żyje w czystości. Najbardziej skomplikowana sytuacja ma miejsce wtedy, gdy zdrady dopuszczają się dwie osoby, z których każda zawarła już małżeństwo sakramentalne. Jeśli z takiego związku rodzą się dzieci, to optymalne jest zamieszkanie potomstwa u tego z rodziców, którego współmałżonek się na to zgadza. Jeśli żaden ze zdradzonych małżonków nie wyraża na to zgody, to taką sytuację należy przeanalizować indywidualnie – z pomocą duszpasterza –  gdyż nie istnieją ogólne normy w odniesieniu do sytuacji wyjątkowych i szczególnie trudnych. Tego typu bolesne sytuacje przypominają nam o tym, że współżycie pozamałżeńskie powoduje nie tylko dramatyczne powikłania w życiu osób dorosłych, lecz także i najbardziej w życiu ich dzieci.

            Ludzie, którzy pozostają w związkach niesakramentalnych, zachowują prawo do opieki duszpasterskiej ze strony Kościoła. Dobrą jest rzeczą, gdy włączają się w jakiś ruch formacyjny w swojej parafii czy okolicy. Z drugiej strony ludzie trwający w cudzołóstwie i żyjący w związkach niesakramentalnych powinni sobie uświadomić, że w którejś fazie życie w bardzo istotnej kwestii nie posłuchali Jezusa i że przyjmują na siebie konsekwencje tamtego błędu i grzechu. Powinni też uznać, że przyjmowanie komunii świętej w ich obecnej sytuacji byłoby znakiem wewnętrznie sprzecznym, gdyż postępują niezgodnie z wolą Jezusa.

            Jeśli osoby żyjące w związku niesakramentalnym dojrzeją duchowo do tego, by nie udawać małżeństwa i nie współżyć seksualnie, to taka decyzja wydaje największe owoce wtedy, gdy jest podejmowana nie ze strachu przed grzechem czy karą, lecz z miłości do Boga i z pragnienia świętości. Jednak nawet wtedy, gdyby on i ona już nie współżyli seksualnie, to nadal nie dochowują wierności przysiędze małżeńskiej, gdyż nie wspierają małżonka, któremu ślubowali miłość aż do śmierci. Z tego powodu nie pretendują do przyjmowania komunii świętej. Rozumieją, że nie mogą szukać Jezusa w jednym sakramencie, skoro odrzucają Jego obecność w innym sakramencie, w tym przypadku w sakramencie małżeństwa. Ci, którzy opuścili swoich małżonków i żyją w prawdzie o sobie, nie pretendują nie tylko do przyjmowania sakramentów w tej fazie życia, lecz także do bycia w centrum uwagi. Nie aspirują do podejmowania funkcji liturgicznych, nie zgłaszają swojej kandydatury do rad parafialnych. Oni sami przypominają księżom o tym, że duchowni najpierw powinni organizować grupy formacyjne i różne formy wsparcia dla opuszczonych małżonków, którzy pozostają wierni złożonej przysiędze małżeńskiej i płacą za to nieraz bardzo wysoką cenę heroizmu oraz ofiarnej miłości.

            To dobrze, że kapłani w Polsce coraz bardziej dostrzegają potrzebę objęcia opieką  duszpasterską małżonków w kryzysie i że świeccy, którzy przeżywają kryzys małżeński, pragną zostać objęci większą opieką duszpasterską niż dotąd. Niepokoi natomiast fakt, że w dyskusjach na ten temat nie czynimy zwykle wystarczająco czytelnego rozróżnienia między tymi małżonkami, którzy porzucili żonę czy męża, związali z kimś innym i złamali swoją przysięgę małżeńską, a tymi, którzy zostali skrzywdzeni, zdradzeni i opuszczeni, a mimo to z nikim innym się nie wiążą, gdyż trwają w przyjaźni z Bogiem oraz respektują złożoną przez siebie przysięgę małżeńską. Obie strony potrzebują pomocy duszpasterskiej, ale strona porzucona powinna mieć w tym względzie pierwszeństwo. Jezus zawsze stanowczo stawał po stronie pokrzywdzonych i bronił ich przed krzywdzicielami. Tak stanowczo, że krzywdziciele postanowili Go zabić.

            Obserwujemy obecnie wspomniany już paradoks większej troski niektórych kapłanów o tych, którzy krzywdzą niż o osoby skrzywdzone. Jest to przejaw podporządkowania się takich księży „poprawności” politycznej, gdyż w Unii Europejskiej krzywdziciele są zwykle bardziej chronieni niż ich ofiary. Najbardziej ewidentnym potwierdzeniem tego zjawiska jest fakt, że prawodawstwo państw Unii Europejskiej nie dopuszcza kary śmierci dla morderców, ale dopuszcza karę śmierci dla dzieci w fazie rozwoju prenatalnego. Są tacy księża, którzy w swoich parafiach tworzą duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych, ale nie tworzą duszpasterstwa skierowanego do małżonków skrzywdzonych i porzuconych, którzy pozostają w samotności, gdyż żyją w czystości i trwają w wierności wobec niewiernego małżonka. Jedna z porzuconych kobiet opowiadała mi o tym, że jej mąż pozostawił ją z trójką dzieci i związał się z kochanką, a mimo to jest animatorem w duszpasterstwie osób rozwiedzionych, które zawarły ponowne związki. Ów mężczyzna towarzyszy swojemu duszpasterzowi w różnych wyjazdach rekolekcyjnych i formacyjnych, głosi konferencje w różnych parafiach w Polsce i jest traktowany jako moralny autorytet. Tymczasem dla porzuconej przez niego żony i dla innych osób znajdujących się w podobnej sytuacji, żadna parafia nie oferuje specjalistycznej pomocy duszpasterskiej. To jest poważne zaniedbanie.

            Niepokojącym zjawiskiem jest nie tylko zaniedbywanie w trosce duszpasterskiej małżonków skrzywdzonych i opuszczonych przez współmałżonka, ale także jakość duszpasterstwa osób rozwiedzionych i decydujących się na życie w związkach niesakramentalnych. ”W swoim nauczaniu Jezus wypowiadał się jednoznacznie o pierwotnym sensie związku mężczyzny i kobiety, tak jak został on na początku zamierzony przez Stwórcę. Zezwolenie na oddalenie żony dane przez Mojżesza było ustępstwem z powodu zatwardziałości serca. Związek małżeński mężczyzny i kobiety jest nierozerwalny; łączy ich sam Bóg: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6)” – stanowczo przypomina nam Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK 1614).

Jezus wyjaśnia nam, że lekarza nie potrzebują zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Jednak lekarza potrzebują po to, by zdrowieć, a nie po to, by trwać w chorobie. Niepokojącym znakiem byłaby sytuacja, w której ktoś z księży prowadziłby duszpasterstwo ludzi trwających w cudzołóstwie i żyjących w związkach niesakramentalnych w taki sposób, że byłoby to raczej tworzenie im „duchowego” komfortu trwania w chorobie, niż stanowcze mobilizowanie ich do zdrowienia, czyli do tego, by się radykalnie nawrócili, by powrócili do krzywdzonego małżonka, a w konsekwencji by powrócili także do Boga i do wierności wobec własnej przysięgi małżeńskiej.

            4. Wierność opuszczonego małżonka

            W jaki sposób powinien reagować zdradzony małżonek wtedy, gdy mąż czy żona definitywnie porzuca współmałżonka i dzieci, decydując się na niesakramentalny związek z kimś innym? W tej sytuacji jedynym zgodnym z Ewangelią rozwiązaniem, jest zachowanie wierności własnej przysiędze i solidne wychowywanie dzieci. Jedna z kobiet, która znajduje się od ponad dziesięciu lat w takiej sytuacji, powiedziała mi z poczuciem własnej godności: „Zostałam opuszczona przez męża. mam kilkoro dzieci i żadnego kochanka”.

Niektórzy twierdzą, że wtedy, gdy Kościół stawia tak twarde zasady, przeszkadza opuszczonemu małżonkowi w doświadczeniu nowego „szczęścia” z jakąś inną osobą. W rzeczywistości Kościół w niczym nie przeszkadza, lecz chroni skrzywdzonego małżonka przed naiwnością i szukaniem „szczęścia” w takiej formie, w jakiej szczęście nie jest możliwe. Nikt nie będzie szczęśliwy wtedy, gdy próbuje szukać szczęścia kosztem miłości, wierności i respektowania dobrowolnie przecież podjętych zobowiązań. Dojrzały człowiek potrafi ponosić konsekwencje swoich decyzji. Także wtedy, gdy z perspektywy czasu odkrywa, że decyzje te były przedwczesne czy błędne. Obowiązuje tu zasada: jeśli krzywdzi mnie ktoś, komu ślubowałem miłość i kto mnie miłość ślubował, to mam prawo bronić się do separacji włącznie, ale nie mam prawa łamać mojej własnej przysięgi miłości.

            Jedna ze studentek opowiedziała mi o tym, że jej mama po ponad dwudziestu latach małżeństwa odeszła od męża-alkoholika, a teraz spotkała szlachetnego i kochającego mężczyznę. Córka zachęca w tej sytuacji swoją matkę do związania się z tym mężczyzną ślubem cywilnym, bo wtedy – w jej przekonaniu – matka będzie znów szczęśliwa. Wyjaśniłem owej studentce, że trudno mi wyobrazić sobie pięćdziesięcioletniego „szlachetnego i kochającego mężczyznę”, który nie ma jeszcze żony i dzieci. Łatwiej mi uwierzyć w to, że ów mężczyzna sprawia jedynie dobre wrażenie, niż w to, że naprawdę jest aż tak dojrzały. Jeśli natomiast rzeczywiście jest szlachetny i kocha, to on nie zgodzi się na ślub, gdyż nie doprowadzi do sytuacji, w której pokochana przez niego kobieta łamie własną przysięgę miłości i oddala się od Boga. Rzeczywiście odpowiedzialny i kochający mężczyzna będzie tę kobietę na różne sposoby wspierał, lecz nie będzie udawał jej męża. Małżeństwo nie jest przecież jedyną formą miłości i wsparcia między mężczyzną a kobietą.

            W obliczu niewierności męża czy żony, opuszczonemu małżonkowi grożą postawy skrajne, gdyż niezwykle trudno jest reagować w wyważony, dojrzały sposób w obliczu aż tak wielkiej krzywdy i aż tak wielkiego cierpienia. Pierwsza skrajność to naiwność wobec tego, kto zdradza. Częściej w tę skrajność popadają kobiety. Gdy widzą, że mąż zaczyna chyba z kimś romansować, to udają, że niczego nie dostrzegają. Starają się być jeszcze milsze wobec męża w kryzysie, jeszcze bardziej o niego dbają, jeszcze bardziej odciążają go od trudów codziennego życia. Czasem wręcz pozwalają na oficjalne prowadzenie podwójnego życia przez zdradzającego. W konsekwencji – wbrew swej woli – tworzą krzywdzicielowi komfort wchodzenia w kolejne fazy kryzysu i w coraz większe uwikłanie złem. Inni z kolei małżonkowie w obliczu zdrady ze strony męża czy żony, zaczynają łamać własną przysięgę i sami wchodzą na drogę grzechu oraz niewierności.

            Dojrzała reakcja w obliczu zdrady, jakiej dopuścił się małżonek, polega na uchronieniu się od obydwu powyższych skrajności. Pomaga w tym Kościół, który nigdy nie zaakceptuje rozwodów, gdyż poważnie traktuje człowieka, który składa przysięgę małżeńską. Ten sam Kościół wprowadza instytucję separacji małżeńskiej, gdyż równie poważnie, jak przysięgę małżeńską, traktuje cierpienie zdradzanego i krzywdzonego małżonka.  W sytuacji zdrady małżeńskiej wolą Boga w odniesieniu do opuszczonej żony czy opuszczonego męża jest zatem skuteczna obrona przed małżonkiem, który drastycznie krzywdzi zamiast kochać, ale obrona prowadzona w taki sposób, by nie łamać własnej sakramentalnej przysięgi. Konkretnie obrona ta polega na separacji małżeńskiej, czyli na miłości na odległość dopóty, dopóki współmałżonek zdradza i trwa w kryzysie, czyli dopóki rani zamiast wspierać miłością.

            Małżonkowie zdradzeni, którzy trwają w wierności wobec niewiernego małżonka, są najpierw błogosławieństwem dla samych siebie, gdyż są wierni sobie i sumieniu, a także wierni Bogu, który pozostaje nam wierny aż do krzyża także wtedy, gdy jest przez nas śmiertelnie krzywdzony. Tacy małżonkowie – również wtedy, gdy żyją w stanie separacji a nawet są po rozwodzie cywilnym, który wywalczył zdradzający małżonek – mogą korzystać z sakramentów i przyjmować komunię świętą. Po drugie, małżonkowie wierni są błogosławieństwem dla swoich dzieci, bo syn czy córka widzą, że przynajmniej jedno z rodziców poważnie traktuje swoją przysięgę i że potrafi kochać nawet w skrajnie trudnej sytuacji. Po trzecie, małżonkowie wierni są błogosławieństwem dla niewiernego małżonka, gdyż ten będzie miał do kogo powrócić, jeśli się radykalnie nawróci, jeśli zacznie znowu kochać, jeśli przyjdzie skruszony, opisze swoje winy, przeprosi i zacznie wynagradzać. Po czwarte, małżonkowie wierni są również błogosławieństwem dla swoich krewnych i znajomych, dla środowiska, w którym żyją i dla całego Kościoła, gdyż są dowodem na to, że małżeństwo nie musi się rozpaść wtedy, gdy jedno z małżonków zdradzi i że nie wszyscy odpowiadają zdradą na zdradę.

Trwanie w wierności niewiernemu małżonkowi jest błogosławione, a jednocześnie skrajnie trudne. Potrzebna jest wtedy solidna, katolicka grupa formacyjna, która będzie jednocześnie grupą wsparcia i pomoże opuszczonemu małżonkowi mierzyć się z krzyżem osamotnienia. Cenną pomocą w takiej sytuacji są ogniska „Sychar”, które istnieją od 2003 roku, których jest obecnie ponad pięćdziesiąt w całej Polsce i których liczba szybko rośnie. To katolickie grupy wsparcia dla małżonków zdradzonych, którzy trwają w wierności małżeńskiej. Podstawową prawdą, na której opierają się ogniska „Sychar” jest fakt, iż każde sakramentalne małżeństwo można uratować. 

Pojawienie się osób związanych z „Sychar” i publicznie głoszących zasadę, że będą wierni niewiernemu małżonkowi, pozwała przezwyciężać zasygnalizowany już wcześniej i niepokojący paradoks, polegający na tym, że w sporej liczbie parafii prowadzone jest duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych, ale niemal nigdzie nie ma duszpasterstwa skierowanego do osób porzuconych przez swoich małżonków, które trwają w wierności, gdyż chcą żyć w przyjaźni z Bogiem i w zgodzie z własnym sumieniem. Osoby opuszczone przez małżonków potrzebują specjalistycznej pomocy duszpasterskiej. Potrzebują również pomocy w rozumieniu, że to nie Kościół stoi na przeszkodzie w szukaniu „nowego szczęścia”, lecz że to osoba porzucona zaufała komuś, kto ją później rozczarował i skrzywdził, albo że zbyt późno czy w błędny sposób zaczęła reagować na pierwsze oznaki kryzysu współmałżonka.

            Niektóre osoby porzucone przez męża czy żonę twierdzą, że chcą się związać z nową osobą i zamieszkać razem, ale żyjąc jak brat z siostrą, w tak zwanym białym ”małżeństwie”. Jest to wystawianie się na pokusę i na próbę nie do udźwignięcia. Jeśli bowiem ta druga strona okaże się mało wrażliwa moralnie czy mało zdolna do panowania nad sobą, to dojdzie do cudzołóstwa i życia w grzechu ciężkim. Jeśli zaś obie strony będą rzeczywiście kierować się sumieniem, to wspólne mieszkanie stanie się dla nich źródłem rosnącego stresu i ciągłego niepokoju o to, czy dana forma bliskości nie jest już bliskością i czułością, do jakiej tylko małżonkowie mają prawo. Nawet wtedy, gdy – w teoretycznym raczej przypadku – uda się żyć w czystości, to i tak ludzie mieszkający razem bez ślubu stają się zgorszeniem dla najbliższego środowiska. Kto bowiem złożył publiczną przysięgę małżeńską, ten zobowiązuje się do tego, by nie czynić niczego, co – choćby tylko zewnętrznie – nie jest z tą przysięgą zgodne.

            Zakończenie

Chrystus jednoznaczne przypomniał pierwotny zamysł Boga o nierozerwalności więzi małżeńskiej i wzajemnej wierności aż do śmierci. Niektórym ludziom taka radykalna wierność wydaje się niemal niemożliwa. „Jednak Jezus nie obarczał małżonków ciężarem niemożliwym do udźwignięcia i zbyt wielkim, bardziej uciążliwym niż Prawo Mojżeszowe. Przychodząc, by przywrócić pierwotny porządek stworzenia, naruszony przez grzech, Jezus daje siłę i łaskę do przeżywania małżeństwa w nowych wymiarach Królestwa Bożego. Idąc za Chrystusem, wyrzekając się siebie, biorąc na siebie swój krzyż, małżonkowie będą mogli „pojąć” pierwotny sens małżeństwa i przeżywać je z pomocą Chrystusa. Łaska małżeństwa chrześcijańskiego jest owocem Krzyża Chrystusa, będącego źródłem całego życia chrześcijańskiego” (KKK 1615).

            Narzeczeni, którzy zawierają sakramentalny związek małżeński, ślubują sobie największą miłość oraz bezwarunkową wierność i uczciwość małżeńską oraz że siebie nawzajem nie opuszczą. To właśnie dlatego każda forma niewierności – zdrada i cudzołóstwo, podwójne życie i odejście do tej trzeciej osoby – to drastyczna forma niewierności wobec samego siebie, a także wobec Boga, małżonka i dzieci. Uwolnienie się z niewierności wymaga radykalnego nawrócenia, uznania swoich win, przeproszenia i wynagrodzenia. Z kolei zadaniem zdradzonego małżonka jest – zgodnie ze złożoną przysięgą – trwanie w wierności oraz praca nad własnym duchowym i osobowościowym rozwojem po to, by po nawróceniu małżonek mógł wrócić do współmałżonka tak dojrzałego i silnego dojrzałą miłością, jakim wcześniej opuszczony współmałżonek nigdy nie był.

Możliwość komentowania została wyłączona.