key-2092166_1920

Uzależnienia a odpowiedzialność moralna

ks. Marek Dziewiecki

W czynnej fazie choroby uzależniony wyrządza wiele krzywd.
Większość zła czyni z ograniczoną świadomością i wolnością,
To jednak nie zwalnia z obowiązku zadośćuczynienia.

Wstęp

Normy moralne obowiązują wszystkich ludzi od momentu, w którym osiągają wystarczający stopień rozumności i wolności. Wszystkich obowiązują także te normy, które chronią przed uzależnieniami. W odniesieniu do alkoholu uniwersalna norma moralna brzmi: nie sięgaj w ogóle po alkohol w wieku rozwojowym, a po osiągnięciu pełnoletniości trwaj w abstynencji lub nigdy nie nadużywaj alkoholu! W odniesieniu do narkotyków obowiązuje uniwersalna norma moralna, która brzmi: nigdy, w żadnej fazie życia i w żadnej dawce nie sięgaj po narkotyki! Analogiczne normy moralne odnoszą się do „dopalaczy” czy innych substancji psychotropowych oraz do tych zachowań, które prowadzą do uzależnień behawioralnych. Niemoralne jest oglądanie pornografii, kierowanie się popędem seksualnym, uprawianie hazardu, uzależnianie się od urządzeń elektronicznych, Internetu, pracy, pieniędzy, zakupów, władzy.

Naruszenie powyższych uniwersalnych norm moralnych powoduje jednak indywidualną ocenę moralną. Te same bowiem zachowania u różnych osób mogą powodować inny stopień odpwoedzialności i winy moralnej. Zależy to od wielu czynników, począwszy od wieku sprawcy, od okoliczności działania, od stopnia świadomości i wolności, od siły nacisków ze strony środowiska. Każdy z nas jest niepowtarzalny. Każdy z nas ma inną osobowość, inne silne i słabsze strony, inną historię, inne wychowanie, inną wrażliwość sumienia, inne środowisko. W konsekwencji niepowtarzalności każdego człowieka również stopień odpowiedzialności moralnej za czyny jest niepowtarzalny dla danej osoby.

Pierwsza część niniejszej publikacji ukazuje syntetyczną wiedzę na temat sfery moralnej w człowieku. Część druga to prezentacja podstawowych pojęć, które pomagają dokonać trafnej oceny moralnej błędów popełnionych przez danego człowieka, który popadł w uzależnienie. Część trzecia, ostatnia, ukazuje zasady moralne, jakie powinni respektować ci, którzy wychodzą z czynnej fazy uzależnienia i którzy pragną przechodzić od złej przeszłości do szlachetnej teraźniejszości.

1. Moralna odpowiedzialność za zło

            Moralność zwykle rozumiana jest jako element religijności człowieka. W rzeczywistości jest to jeden z tych ważnych wymiarów człowieczeństwa, który odnosi się do wszystkich bez wyjatku ludzi. Być człowiekiem to być kimś odpowiedzialnym moralnie za wlasne czyny. Biblia już w opisie stworzenia człowieka mówi o sferze moralnej i o tym, że ta sfera to odróżnianie dobra od zła. Dla wielu ludzi tego typu definicja wydaje się zbyt ogólnikowa, abstrakcyjna, oderwana od rzeczywistości. Ukonkretniając tę sferę można powiedzieć, że moralność to zdoność odróżniania szczęścia od nieszczęścia, błogosławieństwa od przekleństwa, życia od śmierci.

W praktyce moralność to zdolność odróżniania tych zachowań, przez które człowiek rozwija się, dorasta do miłości i odpowiedzialności, do przyjaźni z Bogiem i ludźmi, do trwałej radości i szczęścia, od tych zachowań, które prowadzą do krzywd, cierpień, grzechów, uzależnień, rozpaczy. Potrzeba odróżniania szczęscia od nieszczęścia wynika z oczywistego, empirycznego faktu, że istnieją nie tylko szczęśne, lecz także nieszczęsne sposoby postępowania. Te drugie mogą być aż tak niemądre i prowadzić do aż tak wielkiego cierpienia, że odbierają człowiekowi chęć życia i prowadzą do rozpaczy czy samobójstwa. Mądrość w sferze moralnej pozwala rozumieć, dlaczego nieszczęśliwi są ci, którzy nie kochają lub którzy wiążą się z takimi ludźmi, którzy nie kochają.

Po grzechu pierworodnym łatwiej przychodzi nam czynienie tego, co gorsze niż tego, co lepsze. Człowiek jest kimś jedynym na naszej planecie, kto potrafi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale nawet samego siebie. Czasem krzywdy wyrządzane samemu sobie są tak wielkie, że prowadzą do popadania w śmiertelne uzależnienia czy do odebrania sobie życia. Tego nie czyni żadne zwierzę. W tej sytuacji formowanie dojrzałej sfery moralnej to dosłownie ratowanie człowieka przed śmiertelnymi zagrożeniami, które płyną z jego własnej słabości, niedojrzałości czy naiwności, a także z negatywnych nacisków środowiska zewnętrznego.

 Jeśli ktoś z ludzi nie odróżnia zachowań mądrych od niemądrych, wtedy traci wewnętrzny system obrony samego siebie przed decydowaniem się na te zachowania, które oddalają od rozwoju i radości. Samo odróżnianie dobra od zła nie gwarantuje automatycznie tego, że człoiwek będzie odtąd zawsze czynił jedynie dobro. Dzieje się tak dlatego, że nikt z nas nie jest komputerem i że sposób myślenia nie jest jedynym czynnikiem, który wpływa na nasze zachowanie. Sposób postępowania człowieka zależy także od nacisków, które płyną ze sfery cielesnej, od tego, co przeżywa w sferze emocjonalnej, od osiągniętego w danej fazie rozwoju stopnia wolności, od sytuacji w domu rodzinnym, w małżeństwie i rodzinie, od nacisków środowiska, mediów, szkoły czy miejsca pracy. W konsekwencji tych wielorakich nacoisków nie zawsze postępujemy zgodnie z tym, co podpowiada nam zdrowy rozsądek, inteligencja moralna czy sumienie. Jeśli jednak błądzimy w naszych sposobach myślenia na temat dobra i zła, jeśli mamy wypaczoną wrażliwość moralną, to nie unikniemy błądzenia w postępowaniu. To właśnie dlatego inteligencja moralna to najważniejsza forma inteleigencji, gdyż to jedyny aspekt rozumności człowieka, który dosłownie i wprost chroni nas przed wybieraniem drogi przekleństwa i śmierci. Czlowiek pozbawiony inteligencji moralnej, nie uchroni się przed złem. Ktoś taki skazany jest na postępowanie w nierozumny sposób. W praktyce oznacza to najczęściej podporządkowanie się naciskom ciała, popędów, instynktów, emocji czy negatywnym naciskom, płynącym ze środowiska zewnętrznego.

            Kształtowanie w sobie dojrzałej sfery moralnej jest obecnie jednym z najbardziej zaniedbanych aspektów w formowaniu własnej osobowości. Wielu – zwłaszcza mężczyzn – myśli, że inteligencja oraz wynikająca z niej wrażliwość moralna to przejaw dewocji, a nie dojrzałości, albo że prawe sumienie to źródło niepotrzebnego poczucia winy, albo powód niepotrzebnego ograniczania wolności, a nie wewnętrzny przyjaciel, który chroni człowieka przed wejściem na drogę błędów, krzywd i cierpienia. Potrzebę wrażliwości moralnej uświadamiają sobie ci, którzy dostrzegają wyjątkowość i niezwykłości człowieka, jako jedynej istoty na tej ziemi, która jest zdolna do świadomego podejmowania decyzji i do podejmowania odpowiedzialności za swoje czyny. Wrażliwość moralna to specyficzna cecha człowieka jako osoby. Moralność nie odnosi się do przedmiotów, roślin czy zwierząt. Jest wyłącznie cechą ludzi. Być człowiekiem to być nie tylko kimś świadomym i wolnym, lecz również kimś odpowiedzialnym moralnie.

            Wychowanie moralne jest w dominującej obecnie kulturze i mentalności uznawane za coś „niepoprawnego politycznie, za próbę narzucania człowiekowi zbędnych norm czy obcych mu zasad postępowania. W konsekwencji wielu współczesnych nastolatków i dorosłych traktuje sferę moralną jako zbędny balast, który w ich przekonaniu ogranicza wolność i utrudnia życie, gdyż jest zbędnym zbiorem „staroświeckich” nakazów i zakazów. Inni z kolei są przekonani, że moralność to coś, co odnosi się wyłącznie do ludzi religijnych. Punktem wyjścia w kształtowaniu w sobie dojrzałej sfery moralnej jest uwolnienie się od tego typu fałszywych stereotypów myślenia oraz pozytywna motywacja pracy nad sobą w tej dziedzinie. Taka motywacja ma miejsce wtedy, gdy dany człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że troska o wrażliwość moralną jest jego zyskiem, gdyż chroni przed popełnianiem błędów, których skutki mogą być nie tylko bardzo bolesne, ale też w pewnych aspektach nieodwracalne.

            Kształtowanie dojrzałej wrażliwości moralnej oznacza wykorzystywanie swojej inteligencji, wiedzy i wykształcenia po to, żeby trafnie oceniać swoje postępowanie oraz postępowanie innych ludzi według kryterium dobra i zła, czyli żeby trafnie odróżniać szczęsne od nieszczęsnych sposobów postępowania, a także szczęśne od nieszczęsnych (toksycznych) więzi. Dojrzała inteligencja moralna umożliwia uformowanie prawego sumienia. „Sumienie moralne jest sądem rozumu, przez który osoba ludzka rozpoznaje jakość moralną konkretnego czynu, który zamierza wykonać, którego właśnie dokonuje lub którego dokonała” (KKK, 1778). Inteligencja moralna oraz prawe sumienie chronią człowieka przed jego ignorancją czy naiwnością w ocenianiu zachowań własnych i zachowań innych ludzi.

            Sumienie, które jest praktycznym przejawem inteligencji moralnej, może być zagłuszone lub wypaczone. Na szczęście, nie może być – poza przypadkami patologicznymi – całkowicie wyeliminowane, gdyż należy do natury człowieka jako osoby. Sumienie nie jest wytworem określonego typu socjalizacji czy społecznych oczekiwań w danym środowisku. Dany typ socjalizacji może jedynie modyfikować sposób funkcjonowania sfery moralnej i sumienia. Sam fakt istnienia tej sfery nie zależy natomiast od wychowania, podobnie jak nie zależy od rodzaju wychowania fakt istnienia w człowieku sfery fizycznej, psychicznej czy społecznej. Sumienie jest wrodzonym darem od Boga, który nas kocha i który pragnie, byśmy nie krzywdzili ani samych siebie, ani innych ludzi. „W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i które wzywa go do czynienia dobra, a unikania zła” (GS, 16).

            Gdy matka z niepokojem patrzy na błądzące dziecko i przestrzega je przed wyrządzaniem krzywdy sobie lub innym ludziom, wtedy naśladuje ona postawę Boga, który chroni nas przed krzywdą właśnie poprzez głos sumienia. W obliczu błędnego postępowania prawe sumenie nas niepokoi, powoduje słuszne poczucie winy i strach przed konsekwencjami popełnionego zła. Natomiast w obliczu czynów moralnie dobrych sumienie reaguje pochwałą, przynosi radość, wewnętrzny pokój i satysfakcję. „Sumienie moralne osądza konkretne wybory, aprobując te, które są dobre, i potępiając te, które są złe” (KKK, 1777). W obliczu wyrzutów i niepokojów sumienia niektórzy ludzie potrafią gorzko zapłakać i przemienić się (na przykład św. Piotr czy Maria Magdalena). Inni popadają w rozpacz (na przykład Judasz), a jeszcze inni oszukują samych siebie i zagłuszają głos sumienia. Przykładem jest tu Kain, który próbuje oszukać samego Boga: „Czyż ja jestem stróżem mego brata?” (por. Rdz 4, 6–11).

2. Potrzeba zasad moralnych

            Każdy człowiek ma władzę nad swoimi sposobami myślenia. Potrafi tak wypaczać swoje patrzenie na rzeczywostość, tak selekcjonować fakty i tak dobierać „argumenty”, że może używać zdolności myślenia w sposób nierozumny, czyli po to, żeby nałogowo oszukiwać samego siebie. To czynią na przykład ludzie uzależnieni w czynnej fazie choroby. Człowiek o wypaczonej wrażliwości moralnej potrafi manipulować także inteligencją moralną i własnym sumieniem. Pokusa takiej manipulacji jest tym większa, im bardziej zaburzone i niemoralne jest postępowanie danego człowieka. Próbuje on wtedy zagłuszyć swoje sumienie i manipulować myśleniem po to, by uciec od prawdy o własnym postępowaniu i jego skutkach. Człowiek o wypaczonej inteligencji moralnej powtarza dramat grzechu pierworodnego, gdyż posługuje się sumieniem tak, jakby ono miało władzę decydowania o tym, co jest dobre, a co złe. Uzurpuje sobie władzę ustanawiania zasad moralnych po to, by „usprawiedliwić” popełniane przez siebie błędy. Jedynie człowiek moralnie mądry i prawy wie, że sumienie jest jedynie lektorem, a nie twórcą norm moralnych.

      Inna, obok manipulacji własną świadomością i własnym sumieniem, forma niedojrzałości moralnej to sytuacja, w której sumienie w błędny sposób odczytuje zasady moralne lub nieprawidłowo osądza dane zachowanie. Istnieje wiele form błędnego sumienia. Może to być sumienie niewrażliwe. Nie reaguje ono na zachowania, które naruszają porządek moralny i krzywdzą człowieka. Istnieje też sumienie niepewne. Oznacza to, że dany człowiek nawet w oczywistych przypadkach nie potrafi ocenić, które zachowanie jest w danej sytuacji dobre moralnie, a które błędne, które lepsze, a które gorsze. Kolejną formą niedojrzałości jest sumienie nadwrażliwe. W obliczu takiego sumienia człowiek doszukuje się zła moralnego tam, gdzie go nie ma. Prowadzi to do patologicznego poczucia winy i do pojawienia się dręczących skrupułów. Niedojrzałość moralna przejawia się ponadto w postaci ignorancji moralnej, czyli w postaci niemal zupełnej obojętności na kwestię dobra i zła. Nie zawsze stan ten jest zawiniony. Czasami bywa skutkiem błędnego wychowania, albo przewrotnej indoktrynacji. Człowiek ponosi osobistą odpowiedzialność za swoją ignorancję moralną tylko wtedy, „gdy niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu” (KKK, 1791).

            Jeszcze jedną z przyczyn, które sprawiają nam trudności w formowaniu w sobie prawdgo sumienia jest fakt, że niełatwo jest być dobrym sędzią we własnej sprawie. Gdy obserwujemy innych ludzi, wtedy stosunkowo łatwo jest nam być krytycznymi i obiektywnymi obserwatorami ich postępowania. Gdy zaś oceniamy nasze własne czyny, wtedy grozi nam pokusa naiwnego usprawiedliwiania własnych błędów, albo dążenie do przerzucania na inne osoby odpowiedzialności za nasze błędy. Człowiek kierujący się prawym sumieniem jest otwarty na głos Boga. Nie dokonuje oceny własnych czynów według swoich subiektywnych przekonań, lecz analizuje Boże przykazania oraz konfrontuje własne postępowanie ze słowami i czynami Jezusa.

            Sumienie prawe jest sumieniem roztropnym. Człowiek, który kieruje się takim sumieniem, nie jest ani okrutny, ani naiwny w ocenie moralnej własnych czynów. Wie, że w ocenie odpowiedzialności za swoje zachowania z przeszłości powinien uwzględniać ówczesny stan sumienia. Nie ocenia zatem winy moralnej za swoje przeszłe czyny według obecnego stanu świadomości moralnej, jeśli wcześniej tak dojrzałej świadomości jeszcze nie miał. Sumienie – podobnie jak prawo – nie działa wstecz. Prawidłowo funkcjonujące sumienie mobilizuje nas do zmiany błędnego postępowania i do czynienia dobra, podczas gdy źle uformowane sumienie łatwo rozgrzesza, albo straszy, paraliżuje i demobilizuje. Ważnym sposobem kształtowania prawego sumienia jest korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania, a także robienie sobie codziennego rachunku sumienia. Stajemy wtedy w prawdzie o własnym postępowaniu w obliczu kochającego i miłosiernego Boga.

      Postępowanie wbrew sumieniu oddala człowieka nie tylko od Boga i bliźniego, ale także od samego siebie, od własnych największych pragnień, ideałów i aspiracji. Pójście na kompromisy z własnym sumieniem jest niebezpieczne nawet w drobnych sprawach, gdyż w taki właśnie sposób zaczyna się zwykle proces utraty wrażliwości moralnej i tendencja do wchodzenia na drogę, która oddala od radości. Jezus wyjaśnia, że „kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie” (Łk 16,10). Człowiek, który błądzi i ma wypaczone sumienie, wierzy w to, że postępuje słusznie, a przez to – przynajmniej tu i teraz – odbiera sobie szansę na nawrócenie i pojednanie oraz nadzieję na lepszą przyszłość. Jeśli natomiast ktoś błądzi, lecz nie zagłusza swego sumienia, ma wtedy szansę na przezwyciężenie popełnianego zła, nawrócenie i kierowanie się Bożymi przykazaniami w teraźniejszości.

Uformowanie w sobie i respektowanie prawego sumienia wiąże się ze stawianiem sobie stanowczych wymagań w sferze moralnej. W przeciwnym przypadku człowiek ma tendencję do tego, żeby zagłuszać lub wypaczać głos sumienia. „Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie” (KKK, 1790). Życie wbrew sumieniu oddala człowieka nie tylko od Boga i bliźniego, ale także od samego siebie: od własnych najgłębszych i pragnień i aspiracji. Dla ludzi mądrych, czyli tych, którzy mają oczy i widzą, Boże przykazania nie są ciężarem, lecz zaszczytem i wyróżnieniem. To przecież zaszczyt i wyróżnienie, gdy nie ubóstwiamy ludzi czy rzeczy, gdy nie zabijamy, nie cudzołożymy, nie kradniemy, nie kłamiemy. Ciężarem i źródłęm cierpienia byłoby postępowanie wbrew zasadom Dekalogu. Alternatywą dla Dekalogu jest naiwność i krzywda jednych ludzi, a przewrotność, egoizm czy okrucieństwo innych. Jezus ma zawsze rację. Także wtedy, gdy zapewnia nas, że życie zgodne z Bożymi przykazaniami to jarzmo lekkie. Nieznośnym ciężarem staje się natomiast życie człowieka, który łamie Dekalog oraz trzy przykazania miłości: Boga, siebie i bliźniego. Do trwałej radości i pogody ducha prowadzi jedynie droga miłości i odpowiedzialności.

3. Moralność nas chroni

            Zachowania człowieka regulowane są na różnych poziomach szlachetności. Poziom pierwszy, najniższy, to kodeks karny, który zabrania tych zachowań, poprzez które człowiek wyrządza krzywdę innym ludziom (na przykład okrada ich czy okalecza), albo samemu sobie (na przykład ulega popędom lub zażywa narkotyk). Poziom drugi to etyka naturalna, która określa, jakie zachowania godne są człowieka rozumnego i wolnego. Normy etyczne zakazują tych zachowań, poprzez które człowiek narusza własną godność czy godność innych ludzi, nawet jeśli zachowania te nie są zakazane kodeksem karnym. Przykładem może być zdrada małżeńska czy porzucenie małżonka. Za takie zachowania nie grozi kara więzienia, ale są to postawy niegodne człowieka i wysoce nieetyczne. Poziom trzeci, najgłębszy, to sfera moralności chrześcijańskiej, regulowana Dekalogiem. Przykazania Boże proponują nam to, co jest optymalne dla człowieka i co prowadzi nas do świętości. Szczytem etyki jest przyzwoitość, a szczytem moralności jest miłość.

            W formowaniu inteligencji moralnej i sumienia należy strzec się moralizowania, w tym także moralizowania w odniesieniu człowieka do samego siebie. Moralizator to ktoś, kto straszy, upomina, powołuje się na normy moralne, lecz nie wyjaśnia sensu tychże norm oraz nie potrafi ukazać pozytywnych owoców respektowania Dekalogu. Moralizator ogranicza się do nakazywania i zakazywania. W dodatku czyni to zwykle w sposób arogancki i agresywny. Swój brak logicznych argumentów próbuje zastąpić krzykiem, albo przypisywaniem sobie autorytetu, na który nie zasłużył. Reakcją na moralizowanie jest zwykle bunt innych ludzi, albo ich naiwne przekonanie, że dane zachowanie jest złe tylko dlatego, że jest zakazane. Gdyby takie przekonanie było prawdziwe, to wszyscy uczniowie rzuciliby się do nauki, gdyby tylko rodzice czy nauczyciele im tego zakazali. W rzeczywistości smakuje nie tyle owoc zakazany, ile raczej owoc łatwo osiągalny, czyli takie zachowania, które dają chwilową przyjemność i nie wymagają od człowieka mądrości, stanowczości, wytrwałości, panowania nad sobą.

            Zasadami moralnymi chętnie i z wewnętrznym przekonaniem kierują się tylko ci, którzy odkryli pozytywny sens Dekalogu i innych norm moralnych. Tym pozytywnym sensem i najpełniejszym wypełnieniem wszystkich przykazań są trzy przykazania miłości, czyli pokochanie Boga nade wszystko, mądre pokochanie samego siebie, a także pokochanie bliźniego, jak siebie samego, albo – co jeszcze dojrzalsze – pokochanie siebie i bliźnich tak, jak Jezus pierwszy nas pokochał. Dekalog podpowiada nam najpierw to, czego nie powinniśmy czynić, jeśli chcemy mieć spokojne sumienie i trwać na drodze radości. Dziesięć przykazań to duchowy system immunologiczny, który chroni człowieka przed wszystkim, co oddala od miłości i radości. Ci, którzy łamią Dekalog, skazują samych siebie na krzywdy, cierpienia i konflikty. To nie przypadek, że Bóg dał narodowi wybranemu Dekalog właśnie wtedy, gdy uwolnił Izraelitów z niewoli egipskiej. Dekalog był darem od Boga po to, by wychodząc z niewoli politycznej, zewnętrznej, Żydzi nie popadli w niewolę jeszcze gorszą: w niewolę w słabości, naiwności czy grzechu.

            Zasady Dekalogu nie są ograniczeniem, lecz ochroną wolności. Nie są przejawem zacofania czy naiwności, lecz mądrości i odkrycia, że Bóg proponuje nam błogosławiony sposób postępowania na tej ziemi, na której po grzechu pierworodnym wielu ludzi postępuje tak niemądrze, że traci ochotę na to, by żyć. Człowiek jest zbyt cenny, żeby swoje postępowanie opierał na metodzie prób i błędów, czy by próbował odróżniać dobro od zła po omacku. Tym bardziej, że niektóre błędy mogą być dosłownie śmiertelne, jak na przykład popadanie w alkoholizm, narkomanię, erotomanię czy hazard. W najważniejszych sprawach człowiek podobny jest do sapera, gdyż może popełnić taki błąd, którego w doczesności nie da się już naprawić tak, by usunąć wszystkie jego bolesne skutki.

            Człowiek o dobrze uformowanej inteligencji moralnej rozumie, że nie wszystkie normy i przykazania są jednakowo ważne. Oznacza to, że istnieją takie normy, które są podstawowe. One obowiązują zawsze i wszędzie. Są też normy wtórne, drugorzędne, jak na przykład tolerancja, której zastosowanie jest bardzo ogranicznone, gdyż nie można stosować jej w przypadku błędnych, a tym bardziej przestępczych zachowań człowieka. Nie można tolerować kłamstwa, agresji czy demoralizacji. Można być tolerancyjnym jedynie w odniesieniu do smaków czy gustów. Nawet w tej dziedzinie nie zawsze kierowanie się tolerancją jest moralnie dopuszczalne. Dla przykładu mądra mama nie toleruje tego, że jej pięcioletni synek chce jeść tylko czekoladki (kwestia smaków), albo że jej piętnastoletnia córka chce pójść do szkoły ubrana w niestosowny sposób (kwestia gustów). Nieprzypadkowa jest też kolejność przykazań. Jeśli ktoś z ludzi nie respektuje norm podstawowych, to zwykle nie będzie w stanie respektować norm zawartych w kolejnych przykazaniach. Dla przykładu, przykazanie „nie cudzołóż!” respektują ci, którzy zachowują pierwszych pięć przykazań. Jeśli natomiast ktoś uzna współżycie seksualne za rodzaj swojego bożka, jeśli nie potrafi dni wolnych spędzać na świętowaniu z Bogiem i bliskimi, jeśli ma zaburzone więzi rodzinne czy jeśli nie dba o własne zdrowie i życie, to nie będzie też w stanie kierować swoimi popędami. Kto nie respektuje podstawowych norm moralnych, ten zacznie łamać wszystkie inne normy.

            Sprawdzianem dojrzałości w sferze moralnej jest świadomość tego, że w centrum tej sfery stoi człowiek jako osoba, a nie poszczególne zachowania czy czyny „same w sobie”. Zachowania „same w sobie” są wydarzeniami i nie podlegają ocenie moralnej, podobnie jak ocenie moralnej nie podlega na przykład pies, który ugryzł człowieka, czy piorun, który uderzył w drzewo. Aspekt moralny pojawia się wtedy, gdy dane zachowanie analizujemy nie „samo w sobie”, lecz w odniesieniu do konkretnej osoby, czyli do sprawcy tego zachowania, a zwłaszcza w odniesieniu do jego specyficznego stopnia świadomości i wolności, a także w odniesieniu do zewnętrznych uwarunkowań, w jakich ten człowiek działał. Z tego względu te same czyny mogą mieć inną wartość moralną, jeśli zostały dokonane przez różne osoby lub przez tę samą osobę, ale w różnych fazach jej życia i moralnego rozwoju. Człowiek osiąga dojrzałość moralną, gdy rozumie, że czyn w pełni wartościowy moralnie ma miejsce wtedy, gdy ktoś czyni coś dobrego w sposób w pełni świadomy i zupełnie dobrowolny.

 

4. Moralna ocena czynów

            Znacznie łatwiej jest opisać własne czyny, niż dokonać ich rzetelnej oceny moralnej. W tej dziedzinie grożą dwie skrajności. Pierwsza z nich polega na tym, że człowiek dostrzega grzech w każdym czynie. Skrajność druga polega na tym, że nie dostrzega on grzechu nigdzie. Człowiek dojrzały moralnie rozumie, że nie każda krzywda, którą wyrządzamy sobie czy innym ludziom, jest winą moralną i grzechem. Winy moralne to te złe czyny, których dany człowiek dokonuje w sposób świadomy i dobrowolny. A grzech to czynienie zła mimo świadomości tego, że w ten sposób zadajemy cierpienie nie tylko człowiekowi, ale również Bogu, który utożsamia się z losem każdego z nas. Właśnie z tego względu zwierzęta nie mogą grzeszyć. Nie mogą także grzeszyć ludzie, którzy z jakichś względów nie są świadomi tego, co robią, albo którzy pozbawieni są wolności działania. Odnosi się to, na przykład, do ludzi, którzy są ograniczeni intelektualnie albo zaburzeni psychicznie, którzy czynią coś złego, ale w dobrej wierze, czy którzy działają pod przymusem, albo w sytuacji uzależnienia, na przykład w sytuacji choroby alkoholowej.

Jeśli nie widzimy grzechu tam, gdzie on jest, to wtedy nadal czynimy zło i odbieramy sobie szansę na nawrócenie i na lepszą przyszłość. Jeśli z kolei widzimy grzech tam, gdzie go nie ma, to niepotrzebnie zadręczamy samych siebie i czynimy postanowienia poprawy, których nie jesteśmy w stanie spełnić. Ocena moralna czynu zależy nie tylko od treści czynu, lecz także od osoby, która tego czynu dokonała. Wyrażenie, że coś jest grzechem ciężkim „samo w sobie” to skrót myślowy. Używając tego wyrażania zakładamy – wiedząc o tym lub nie! – że jakiś czyn został dokonany przez daną osobę w sposób świadomy i dobrowolny. Tymczasem, jeśli ktoś psychicznie chory zabije człowieka, lub gdy uczyni to ktoś dojrzały i odpowiedzialny, ale w obronie koniecznej, to nie ma mowy wtedy o winie moralnej czy grzechu.

Nie powinno się osądzać minionych czynów według obecnego stanu sumienia, gdyż sumienie nie działa wstecz. Stosowanie tej zasady jest szczególnie ważne przy spowiedziach generalnych z całego życia. Spowiadający się powinien oceniać siebie i swoje winy według stanu sumienia z okresu, w którym dopuszczał się czynów, za które obecnie się oskarża. Jeśli wtedy jego sumienie było niedojrzałe czy niewrażliwe bez jego winy, na przykład na skutek błędnego wychowania, to jego obowiązkiem moralnym jest kształtowanie obecnie prawego sumienia, ale dokonywanie osądu przeszłych zachowań według ówczesnego stanu sumienia. Obecnym sumieniem należy oceniać jedynie obecne czyny. Przykładem takiej sytuacji jest sytuacja kobiety, która w przeszłości dokonała aborcji i dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkiego zła się dopuściła. Przy ocenie moralnej swojego czynu z przeszłości powinna pamiętać o tym, że w momencie dokonywania aborcji jej wiedza i świadomość moralna na ten temat była zupełnie inna niż obecnie. Gdyby obecnie odebrała życie własnemu dziecku, to by zaciągnęła pełną winę moralną.

5. Trudności w moralnej ocenie czynów ludzi uzależnionych

Człowiek uzależniony czyni wiele zła w czynnej fazie uzależnienia. Zwykle drastycznie krzywdzi samego siebie i innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy mieszkają z nim pod jednym dachem. Prawidłowa ocena moralna popełnionego zła jest potrzebna tym, którzy towarzyszą osobie uzależnionej i próbują jej mądrze okazywać miłość oraz pomagać w wyjściu z nałogu. Trafna ocena moralna potrzebna jest zatem członkom rodziny osoby uzależnionej, a także jej krewnym i przyjaciołom. Potrzebna jest ona również psychologom, terapeutom uzależnień i duchownych, a zwłaszcza spowiednikom. Prawidłowa ocena moralna jest też potrzebna samym uzależnionym. Jeśli bowiem chcą oni wyjść z uzależnienia i odzyskiwać wolność, to muszą uczciwie rozliczyć się ze zła, jakie czynili w czynnej fazie uzależnienia.

Najpierw chodzi o trafne określenie stopnia moralnej odpowiedzialności za proces popadania w uzależnienie. W przypadku każdej osoby uzależnionej odpowiedzialność moralna za wchodzenie w nałóg jest oczywiście inna. Na stopień tej odpowiedzialności, a w konsekwencji na wielkość zaciągniętej winy wpływ ma wiele czynników. Jeśli ktoś zaczyna wchodzenie w uzależnienie w wieku dorosłym, z dużym stopniem świadomości, że podejmuje coraz bardziej ryzykowne zachowania, jeśli ulega lekkomyślności, jeśli wie, że czyni to, co daje chwilową przyjemność za cenę łamania norm moralnych i wikłania się w wielkie zło, to odpowiedzialność moralna takiej osoby jest bardzo poważna. Jeśli natomiast ktoś wchodzi w uzależnienia jako nieletni, jeśli ma niewielką świadomość zła, jakie sobie wyrządza, jeśli jego wolność jest bardzo ograniczona naciskami bolesnych, niezawinoionych przez siebie przeżyć czy negatywnymi, intensywnymi naciskami środowiska, to odpowiedezialność moralna takiej osoby jest odpowiednio mniejsza. W przypadkach skrajnych ktoś może nie mieć niemal żadnej winy moralnej za to, że popadł w uzależnienie. Przykładem takiej sytuacji jest popadnięcie w alkoholizm przez kogoś, kto miał obydwoje rodziców-alkoholików i kto przez tych rodziców został wciągnięty w nawyk picia, gdy miał na przykład dziesięć czy jedenaście lat.

Drugie istotne zagadnienie, to trafna ocena moralna zła, jakiego dokonywał ktoś już po wejściu w uzależnienie. Także w tym przypadku odpowiedzialność poszczególnych uzależnionych jest inna i niepowtarzalna. Nawet w przypadku tej samej osoby inna może być odpowiedzialność moralna – zwykle większa – za zło popełniane w pierwszej fazie uzależnienia niż za zło popełniane w kolejnych, coraz bardziej drastycznych fazach tej choroby. Szczególne trudności z trafną oceną moralną samych siebie mają sami zainterowani, czyli osoby, które wychodzą z uzależnień. I to niezależnie od tego, czy popadły one w uzależnienia chemiczne (na przykład alkoholizm, narkomania, „dopalacze”) czy też w uzależnienia behawioralne (na przykład erotomania, hazard, uzależnienia od pornografii, urządzeń elektronicznych, Internetu, pracy). Takie osoby w czynnej fazie choroby miały bowiem ograniczoną świadomość działania, a jeszcze bardziej ograniczoną wolność. Niezależnie od stopnia odpowiedzialności moralnej za wchodzenie w uzależnienie, ten kto już sobie uświadomił, że popadł w nałogowe zachowania, jest moralnie zobowiązany do podjęcia terapii, do korzystania ze wsparcia grup samopomocy oraz do całkowitej abstynencji od substacji czy zachowń, od których się uzależnił.

Ci, którzy nie znają mechanizmów uzależnień, uznają wszystkie złe czyny popełnione przez daną osobę w czasie trwania w nałogu za grzechy ciężkie i przypisują takiej osobie pełną winę moralną. Z kolei sami uzależnieni usiłują traktować wszystkie swoje zachowania jedynie w kategoriach choroby, a więc z wyłączeniem kwestii odpowiedzialności i zadośćuczynienia. Oba te spojrzenia są błędne i niebezpieczne. W pierwszym przypadku chory może być wprost przytłoczony ciężarem zarzucanych mu win i osądów moralnych, które byłyby słuszne jedynie w odniesieniu do człowieka w pełni świadomego i wolnego. W konsekwencji grozi wtedy przesadne samopotępienie albo agresywna obrona. W drugim przypadku pojawia się złudzenie, że nie jest konieczny rozrachunek z przeszłością. W takiej sytuacji pozostaje nierozwiązany problem krzywdy i zadośćuczynienia, a to także blokuje powrót do trzeźwości.

Popatrzmy na podstawowe kryteria oceny moralnej w czynnej fazie uzależnienia, posługując się przykładem choroby alkoholowej, czyli tej formy uzależnienia, które w Polsce dotyka największej liczby osób. Po pierwsze, należy odróżniać naruszenie nakazów czy zakazów moralnych od indywidualnej odpowiedzialności danej osoby. Normy moralne mają wartość ogólną, czyli obowiązują wszystkich ludzi, natomiast odpowiedzialność moralna za ich naruszenie jest zawsze kwestią indywidualną. Zmienia się w zależności od stopnia świadomości i wolności danej osoby. Dla przykładu, odpowiedzialność dorosłego człowieka, który nadużywa alkoholu, będzie zdecydowanie większa od odpowiedzialności dziecka nakłanianego do picia przez swoich uzależnionych rodziców.

Po drugie, choroba alkoholowa może w określonych aspektach znosić lub ograniczać odpowiedzialność moralną za dane czyny, ale nie eliminuje przez to wyrządzonej krzywdy. Nie zwalnia też od odpowiedzialności moralnej (a nawet prawnej!) oraz od obowiązku zadośćuczynienia. Należy więc odróżniać krzywdę od winy moralnej i grzechu. Trzeba też odróżniać ponoszenie konsekwencji za własne zachowania od odpowiedzialności moralnej. Choroba alkoholowa jest w każdym przypadku związana z wielką sumą krzywd, które uzależniony wyrządza sobie samemu oraz osobom z najbliższego otoczenia. Dzieje się tak niezależnie od stopnia winy i odpowiedzialności moralnej danego alkoholika.

Po trzecie, zrobienie rachunku sumienia i zadośćuczynienie za wyrządzone krzywdy jest koniecznym warunkiem, by odzyskać trwałą trzeźwość. Dojrzałe i uczciwe rozwiązanie tego problemu dokonuje się stopniowo, gdyż wymaga od trzeźwiejącego odzyskania równowagi emocjonalnej i intelektualnej, a także odzyskania podstawowych wartości i więzi. Dopiero wtedy może on rozumieć, iż alkoholizm, czy inne uzależnmienie, jest chorobą, a nie grzechem, a jednocześnie uznać, że ta choroba została poprzedzona nadużywaniem alkoholu czy innymi zachowaniami ryzykownymi albo wręcz niemoralnymi, a to stawia problem winy i odpowiedzialności oraz bezwzględny obowiązek radykalnej przemiany siebie i swojego postępowania. Uzależnienie nie zwalnia od odpowiedzialności za zło wyrządzone w czynnej fazie choroby. Również wtedy, gdy owo zło wiąże się z ograniczoną winą moralną, gdyż zostało dokonane przy ograniczonej czy wręcz zniesionej świadomości albo wolności.

6. Uczciwy rozrachunek moralny

Moralnym obowiązkiem tego, kto zaczyna odzyskiwać trzeźwość myślenia i wolność postępowania, jest uczciwa konfrontacja z przeszłością, czyli dokonanie uczciwego rozrachunku sumienia. Człowiek odzyskujący dojrzałość, nie zagłusza prawdy o swojej złej przeszłości upijaniem się, nadaktywnością, psychotropami czy w jakikolwiek inny sposób. Z drugiej strony ktoś taki nie jest okrutny wobec samego siebie i dlatego nie patrzy na swoją przeszłość poprzez pryzmat obecnego stanu świadomości, obecnego stopnia wolności czy obecnej wrażliwości sumienia.

Popatrzmy na konkretny przykład z innej dziedziny. Oto rodzice  dokonali aborcji, czyli zdecydowali się na zabicie swojego dziecka. W czasie podejmowania decyzji byli przekonani, że w pierwszej fazie rozwoju prenatalnego dziecko nie jest jeszcze człowiekiem. Teraz uświadamiają sobie, że przecież człowiek od początku swego istnienia jest człowiekiem, a nie „zlepkiem” komórek. W konsekwencji rozumieją, że skazali na śmierć własne dziecko. Jednak rozumieją to dopiero tu i teraz, a nie tam i wtedy. Gdyby oceniali swoje przeszłe czyny obecnym stanem sumienia, to wpadliby w rozpacz. Staliby się okrutni dla samych siebie i niepotrzebnie by siebie zadręczali. Podobnie, jeżeli ktoś uwalnia się z czynnej fazy jakiegoś uzależnienia, na przykład z alkoholizmu, narkomanii, erotomanii czy hazardu i uświadamia sobie, że nie tylko krzywdził bliźnich i siebie tym nałogiem, ale także towarzyszyły temu na przykład grzechy nieczyste, wciąganie osób trzecich w kradzieże, stosowanie kłamstwa oraz przemocy, to gdyby zaczął patrzeć na tę swoją przeszłość przez pryzmat obecnego stanu sumienia, wyciągnąłby wniosek, że jest największym złoczyńcą w historii i mógłby ulec rozpaczy.

Uczciwy rachunek sumienia, gruntowne rozliczenie się z przeszłości powinno być nie tylko odważne, ale też przeprowadzone w sposób mądry, czyli w duchu prawdy, a nie w duchu poniżania czy zadręczania samego siebie. A prawda jest taka, że przeszłość człowieka uzależnionego była bolesna, błędna, pełna wyrządzonych krzywd, pełna kłamstwa, manipulacji, okrucieństwa, nieraz skrajnie dramatyczna. Działo się tak jednak nie dlatego, że uzależniony był największym grzesznikiem na świecie, lecz dlatego, że w przeszłości jego świadomość – także moralna – była wypaczona, a jego wolność niemal unicestwiona.

Alkoholizm czy inne uzależnienie to najpierw niezwykle silne zniewolenie emocjonalne od jakichś substancji psychotropowych czy od jakiegoś kompulsywnego zachowania. To emocjonalne uzależnienie jest aż tak silne, że można je porównać do sytuacji człowieka ślepo zakochanego, który nie wyobraża już sobie życia bez osoby, w której się zakochał. O ile jednak zakochanie w jakiejś osobie jest potrzebną fazą rozwoju i może być ważnym etapem dorastania do miłości, o tyle „zakochanie się” w alkoholu jest przejawem dramatycznego kryzysu oraz chroniczną chorobą, która nie przemija w sposób spontaniczny.

Człowiek dojrzały traktuje emocje jako informacje na temat swojej aktualnej sytuacji życiowej. W obliczu bólu, niepokoju czy lęku stara się odkryć źródło tych bolesnych przeżyć i tak przekształcać samego siebie oraz postawę wobec rzeczywistości, by przezwyciężyć przyczyny bolesnych przeżyć. Tymczasem człowiek uzależniony nie podejmuje refleksji nad własnym postępowaniem. Odruchowo sięga po alkohol, gdy tylko pojawiają się w nim niespokojne myśli i przeżycia. Alkohol staje się dla alkoholika rodzajem chemicznego „przyjaciela”, który najpierw obiecuje „pomoc”, a następnie oszukuje, uzależnia i wprowadza w pułapkę śmiertelnej choroby. W miarę pogłębiania się choroby alkoholowej sięganie po alkohol staje się coraz częstsze i coraz bardziej zautomatyzowane. W zaawansowanych stadiach może dojść do sytuacji, w której dany człowiek wpada w kolejne, nieraz wielotygodniowe ciągi picia. W subiektywnym odczuciu alkohol staje się dla człowieka uzależnionego źródłem emocjonalnego „wsparcia”, bez którego alkoholik nie potrafi już wyobrazić sobie życia i funkcjonowania. Analogiczny mechanmizm występuje u tych, którzy popadli w inne uzależnienia.

Gdyby „zakochanie” w alkoholu – czy w innym bodźcu – było jedynym mechanizmem uzależnienia, to człowiek uzależniony szybko zrozumiałby oczywisty fakt, że sięganie po tę substancję czy powtarzanie innych kompulsywnych zachowań jeszcze bardziej pogarsza jego sytuację życiową i że subiektywne odczucie ulgi czy „poprawa” nastroju, to jedynie chwilowy stan, opłacony wysoką ceną cierpienia oraz krzywd, jakie uzależniony wyrządza samemu sobie i innym ludziom. Rodzi się zatem pytanie: jak to jest możliwe, że trwa w nałogu, mimo coraz bardziej bolesnych konsekwencji takiego zachowania? Uporczywe powtarzanie błędnej postawy staje się możliwe dzięki istnieniu innych – oprócz uzależnienia emocjonalnego – mechanizmów choroby alkoholowej. Pierwszym z nich jest system iluzji i zaprzeczeń, czyli odruchowe, automatyczne, nałogowe oszukiwanie samego siebie. Przejawia się ono poprzez system iluzji i zaprzeczeń. System iluzji polega na tym, że wbrew elementarnym faktom człowiek uzależniony trwa w przekonaniu, że nie jest uzależniony i że potrafi kontrolować swoje zachowanie. Z kolei system zaprzeczeń polega na takim interpretowaniu i selekcjonowaniu wydarzeń, żeby negować istnienie jakichkolwiek bolesnych konsekwencji trwania w nałogu. Jeśli w danej sytuacji negatywne konsekwencje są już tak oczywiste i drastyczne, że nawet chory nie jest w stanie temu zaprzeczyć, to i tak znajduje „argumenty”, które według jego logiki stanowią usprawiedliwienie jego postawy.

Trzeci mechanizm uzależnień przejawia się poprzez ekstremalne skoki w sposobie przeżywania samego siebie i myślenia o samym sobie. Dojrzały człowiek posiada relatywnie stały, realistyczny i zróżnicowany system przekonań na temat siebie oraz analogiczny sposób emocjonalnego przeżywania własnej rzeczywistości. U kogoś, kto jest uzależniony, sposób widzenia i przeżywania siebie jest skrajnie zniekształcony i niestabilny. Podlega biegunowym skokom i drastycznym zmianom. Będąc pod wpływem danej substancji czy w trakcie kompulsywnego zachowania (na przykład w trakcie oglądania pornografii czy hazardowania), uzależniony ocenia siebie w sposób skrajnie pozytywny. Czasem popada wręcz w euforię. Wierzy w to, że jest kimś szczęśliwym i że poradzi sobie we wszystkich sytuacjach życiowych. Z kolei w fazie trzeźwienia przeżywa siebie w sposób diametralnie przeciwny. Doświadcza intensywnego poczucia winy, zawstydzenia, bezradności, słabości. Całkowicie przekreśla swoją wartość i przeraża się myślą o przyszłości. Znajduje się w stanie załamania, rozgoryczenia, poczucia bezradności. Buntuje się wobec wszystkich i wobec wszystkiego. Nienawidzi siebie i panicznie boi się otaczającego go świata. W tej fazie bywa potulny i łagodny wobec ludzi z najbliższego środowiska. Z pokorą przyjmuje uwagi i krytykę ze strony innych. Chętnie przeprasza i przyrzeka poprawę.

Czwarty mechanizm to manipulowanie ludźmi zwłaszcza z najbliższego otoczenia. Uzależniony manipuluje nie tylko samym sobą. Potrafi w skuteczny sposób manipulować innymi. W kontakcie z innymi ludźmi uzależniony odruchowo postępuje tak, by trwać w nałogu, by nie ponosić konsekwencji swojego postępowania i by w ten sposób zapewnić sobie komfort trwania w chorobie. Potrafi czynić to z iście „mistrzowską” fantazją, która przekracza wyobraźnię ludzi dojrzałych. Do podstawowych metod manipulacji należy kłamanie i ukrywanie wszelkich bolesnych faktów. Gdy to już nie działa, wtedy uzależniony zaczyna stosować przemoc fizyczną, począwszy od gróźb, a skończywszy na fizycznym znęcaniu się na przykład nad małżonkiem, dziećmi czy rodzicami. Osoba uzależniona jest też mistrzem w stasowaniu szantażu psychicznego i moralnego, nieustannie oskarża i zastrasza oraz dąży do odizolowania swoich bliskich od środowiska. Jeśli te metody już nie działają, wtedy uzależniony diametralnie zmienia strategie manipulacji. Zaczyna wzbudzać poczucie litości i wzruszać swoim cierpieniem. Sprawia wrażenie, że wreszcie zrozumiał swój błąd i że szczerze postanawia żyć odtąd w abstynencji, albo że w najbliższym czasie uda się na terapię. Jeśli w danej chwili nie sprawdzą się nawet te metody, wtedy uzależniony potrafi posługiwać się najbardziej okrutną formą szantażu, jaką jest groźba odebrania sobie życia.

          7. Krzywda, wina moralna, grzech i zadośćuczynienie

            Z powodu wymienionych powyżej mechanizmów uzależnień, w czynnej fazie choroby uzależniony ma bardzo zawężoną świadomość zła, które czyni oraz bardzo zawężoną wolność przeciwstawiania się swoim słabościom. To sprawia, że ma też ograniczoną odpowiedzialność moralną w tej fazie życia. Jakiś stopień odpowiedzialności moralnej zachowuje jednak również wtedy. W konsekwencji wychodzenie z czynnej fazy chorobyt wymaga dokonania moralnego rozrachunku z przeszłością. Nie chodzi tu o zadręczanie siebie szczegółowymi opisami popełnionych błędów. Chodzi o uznanie istoty tychże błędów. Po drugie, chodzi tutaj o wyznanie istoty naszych błędów, ale bez rozstrzygania w początkowej fazie wychodzenia z uzależnienia, na ile te błędy były powiązane z winami moralnymi i grzechami.

            Dokonanie dojrzałego rozrachunku moralnego jest możliwe wtedy, gdy odróżniamy cztery podstawowe pojęcia w tym względzie: krzywda, wina moralna, grzech i zadośćuczynienie. Błędy pojawiają się w naszym życiu i postępowaniu wtedy, gdy czynimy coś, co przynosi jakąś krzywdę – czy to nam samym, czy też innym ludziom. Drugi termin, który jest potrzebny, by w dojrzały sposób zmierzyć się ze złą przeszłością, to wina moralna. Kiedy człowiek zaciąga winę moralną? Pierwszy warunek, by można było mówić o winie moralnej, to wyrządzenie komuś jakiejś krzywdy. Warunek drugi to wyrządzenie tej krzywdy w sposób świadomy i dobrowolny. Jeśli wyrządzę komuś krzywdę nieświadomie, czyli nie zdając sobie sprawy z tego, że w ten sposób kogoś ranię – fizycznie, psychicznie, moralnie, duchowo czy społecznie – to wyrządzam krzywdę prawdziwą, ale nie zaciągam winy moralnej, gdyż nie krzywdziłem celowo, świadomie, z premedytacją. Warunkiem winy moralnej jest działanie świadome i dobrowolne jednocześnie. Jeśli wyrządzanie krzywd byłoby w przypadku danego człowieka nawet w pełni świadome, ale nie byłoby dobrowolne, to nie możemy mówić o zaciągnięciu przez tego człowieka winy moralnej. Wina moralna jest proporcjonalna nie tylko do ciężaru popełnionego zła, ale też do stopnia świadomości i wolności sprawcy danego czynu.

Trzecie z kluczowych pojęć, gdy chodzi o rozrachunek moralny, to słowo: grzech. Mówienie o grzechu jest zasadne wyłącznie w kontekście religijnym, czyli w odniesieniu do Boga. Ateista czy agnostyk może zaciągać winę moralną, ale nie może popełnić grzechu, gdyż w swoim rozliczaniu się z własnymi błędami nie odnosi się do Boga, nie uwzględnia czy wręcz nie zna Bożych przykazań, a Bóg nie jest dla niego ani największym autorytetem, ani ostatecznym kryterium oceny własnych czynów. Ci, którzy nie wierzą w Boga, a krzywdzą siebie czy innych, mają poczucie dyskomfortu. Czują, że uczynili coś niewłaściwego. Mogą też być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Nikt ich wtedy nie będzie pytał o to, czy wierzą w Boga. Jeśli kogoś okradli czy zranili i powiedzą, że nie znają zakazów Dekalogu, to i tak będą osądzeni – w oparciu o prawo stanowione, a w wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład w procesie norymberskim, będą sądzeni w oparciu o prawo naturalne.

Wina moralna i odpowiedzialność karna dotyczy wszystkich ludzi, niezależnie od ich wiary czy niewiary religijnej. Natomiast grzech odnosi się wyłącznie do ludzi, którzy są religijni i związani z Bogiem. Na czym polega istota grzechu? Ci, którzy powierzchownie patrzą na to zagadnienie, twierdzą zwykle, że grzech polega na tym, że ktoś obraża Pana Boga. W rzeczywistości Bóg, który objawia się w Biblii, Bóg Jezusa Chrystusa, to Bóg, który się na nas nie obraża, gdy czynimy zło, lecz który także wtedy nas kocha i szuka, by nas ratować i pomagać w nawróceniu. Bóg Nowego Testamentu nie jest obrażalski. Jeśli kocha nas małżonek czy rodzic i zauważa, że błądzimy, to się na nas nie obraża, lecz się niepokoi, cierpi i stara się uczynić wszystko, co może nam pomóc w przemianie życia. W ten sposób taki dojrzały człowiek naśladuje postawę miłosiernie kochającego Boga.

Kiedy zatem możemy powiedzieć, że popełniamy grzech i że grzech to coś innego, to coś więcej niż wina moralna? Rozumienie grzechu w świetle Nowego Testamentu jest czymś zupełnie wyjątkowym w porównaniu ze wszystkimi innymi religiami czy systemami etycznymi. W innych religiach czy systemach moralnych grzech sprowadza się do obrazy jakiegoś bóstwa czy do kary za przekroczenie określonych nakazów i zakazów moralnych. W pewnym stopniu także Stary Testament ukazuje grzech w tych kategoriach. Tymczasem Jezus objawia nam nowe i zaskakujące znaczenie grzechu. W świetle Ewangelii istotą grzechu nie jest naruszenie zasad moralnych czy obrażanie Boga, lecz krzywdzenie człowieka pomimo świadomości, że w każdym z nas mieszka Bóg. W Jezusie Chrystusie Bóg do tego stopnia pokochał człowieka, że utożsamia się z każdym z nas: „Wszystko, co zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych moich braci, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Dojrzały chrześcijanin wie, że jeśli mąż uderzy żonę, to jego cios zrani najpierw Jezusa i dopiero wtedy dotrze do krzywdzonej kobiety. Podobnie, jeśli ktoś wyrządza krzywdę samemu sobie, na przykład sięgając po narkotyk czy oglądając pornografię, to wtedy najpierw cierpi Jezus, który w nas mieszka i który z miłości do nas wczuwa się w naszą sytuację. W innych religiach ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że krzywdząc człowieka, zadają cierpienie samemu Bogu. Jeśli myślę, że krzywdząc człowieka, krzywdzę jedynie tego człowieka, to łatwiej ulegnę mojej słabości niż wtedy, gdy wiem, że moim postępowaniem wpływam na los samego Boga. Gdy jednak już wiem, że wtedy, gdy krzywdzę człowieka, najpierw zadaję cierpienie zupełnie niewinnemu i kochającemu mnie Bogu, to bardzo się mobilizuję do tego, by już nikogo z ludzi nie skrzywdzić. Nie chcę bowiem zadawać cierpienia Bogu, który utożsamia się z losem krzywdzonego człowieka.

Ostatnim ze słów, jakie są konieczne, by w dojrzały sposób zmierzyć się ze złą przeszłością, jest słowo: zadośćuczynienie. Ktoś może pomyśleć, że powyżej opisane odróżnianie krzywdy od winy moralnej i grzechu prowadzi do tego, że ktoś może bezkarnie kogoś krzywdzić, gdyż będzie się tłumaczył, że czynił to nieświadomie i/lub niedobrowolnie, albo że nie wiedział, iż kochający Bóg utożsamia się z każdym krzywdzonym człowiekiem. Ucieczka od odpowiedzialności za popełnione zło nie jest jednak możliwa z powodu, który za chwilę będzie wyjaśniony. Rozróżnianie między krzywdą, winą moralną i grzechem ma na celu wyłącznie trafne określenie własnej odpowiedzialności moralnej i dokonanie uczciwego rozrachunku z przeszłością, a nie usprawiedliwianie siebie czy wymigiwanie się od ponoszenia konsekwencji wyrządzonych krzywd.

Ucieczka od odpowiedzialności za złe czyny staje się niemożliwa wtedy, gdy uświadamiamy sobie, że jesteśmy zobowiązani do zadośćuczynienia za wszystkie wyrządzone krzywdy, czyli także wtedy, gdy krzywdziliśmy kogoś nieświadomie, niedobrowolnie, nie mając nawet pojęcia o tym, że w krzywdzonym przez nas człowieku mieszka Bóg i że krzywdząc go, zadajemy cierpienie samemu Bogu. Zadośćuczynienie jest potrzebne przy każdej krzywdzie. Warunkiem zadośćuczynienia za zło wyrządzone w czynnej fazie uzależnienia jest radykalne nawrócenie tu i teraz, czyli radyaklna zmiana samego siebie, a nie tylko zmiana zewnętrznego postępowania. Zadośćuczynić za wyrządzone krzywdy może jedynie ktoś, kto tu i teraz nie krzywdzi już ani samego siebie, ani innych ludzi.

8. Zamykanie bolesnej przeszłości

Jeśli człowiek uzależniony podejmie terapię, wejdzie w jakąś grupę samopomocy (grupa AA lub grypy pokrewne dla innych uzależnień), jeśli zacznie systematycznie pracować nad zmianą siebie i swojego postępowania metodą Dwunastu Kroków, jeśli zacznie odzyskiwać więź z Bogiem, korzystać z pomocy katolickich grup formacyjnych, jeśli tu i teraz zacznie kierować się Dekalogiem, to staje się gotowy do zadośćuczynienia za popełnione zło i za wyrządzone krzywdy w czynnej fazie uzależnienia. Nie da się żyć pogodnie w teraźniejszości, nie da się dorastać do coraz większej miłości, jeśli nie dokonamy zadośćuczynienia.

Zadośćuczynienie należy zacząć od zrobienia listy osób, którym uzależniony wyrządził zło i którym zadał cierpienie. Pierwszym, który cierpiał z powodu zła czynionego w czynnej fazie choroby, był sam Bóg. On współcierpi ze wszystkimi, czyli nie tylko z tymi, którzy są krzywdzeni, lecz także z tymi, którzy krzywdzą i którzy w konsekwencji cierpią z własnej winy. Gdy syn marnotrawny wraca do ojca, to mówi: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i przeciwko tobie”. Powracający syn wiedział już, że to on zgrzeszył wobec ojca, a nie ojciec zawinił coś względem syna. Miał też świadomość tego, że gdy zadawał cierpienie ludziom, to najpierw i najbardziej ranił Boga. Zadośćuczynienie wobec Boga polega na tym, że tu i teraz człowiek uzależniony zaczyna kochać Go z całego serca i że zaczyna Go we wszystkim słuchać.

Na drugim miejscu na liście osób, którym uzależniony powinnien zadośćuczynić, jest on sam. Nawet wtedy, gdy okrutnie krzywdził innych ludzi – egoizmem, kłamstwem, dręczeniem, przemocą – to i tak za każdym razem krzywdził również samego siebie. Biblia stwierdza, że lepiej jest cierpieć dobrze czyniąc, niż cierpieć, źle czyniąc. Jeśli na przykład mąż krzywdzi żonę czy też żona dręczy męża, to człowiek krzywdzony, jeśli sam uczciwie postępuje, pójdzie prosto do nieba. Natomiast biada krzywdzicielowi. Krzywdząc innych, uzależniony za każdym razem krzywdził również samego siebie. Wszystkie krzywdy, które wyrządził innym ludziom, powracają do niego, wyciskają bolesne piętno na jego sercu, świadomości, sumieniu. W obliczu krzywd wyrządzonych samemu sobie grożą postawy skrajne. Pierwszy błąd to poniżanie samego siebie, to zadręczanie siebie i mówienie sobie: „Krzywdziłem siebie, błądziłem, marnotrawiłem moje człowieczeństwo, wolność, godność, rozumność, świętość, moje ideały i aspiracje, moje sumienie, więc teraz dobrze mi tak! Będę zadręczał samego siebie aż do śmierci”.

Skrajność druga ma miejsce wtedy, gdy w obliczu krzywd, które uzależniony wyrządził sobie, reaguje pobłażaniem sobie i lekceważeniem popełnionego zła. Jeden z mężczyzn powiedział mi, że w swoim życiu wyrządził wiele zła nie tylko innym ludziom, ale też samemu sobie, ale teraz wszystko to sobie wybacza. Powoływał się przy tym na to, że skoro Bóg jest wobec nas miłosierny, to on może być miłosierny wobec samego siebie. Wtedy spytałem, czy już nie wraca do zła z przeszłości. Odpowiedział bez zażenowania, że nadal błądzi, ale nie widzi w tym problemu właśnie dlatego, że wszystko to sobie przebacza – natychmiast i bezwarunkowo.

Uzależnionym, którzy w ten sposób rozumują, trzeba wyjaśniać, że jeśli nadal będą krzywdzili samych siebie, to marnie zginą. Jeśli nadal będą się upijali czy sięgali po narkotyki, jeśli nadal będą ulegali popędom, egoizmowi czy innym słabościom, to ich koniec będzie tragiczny. Kto przebacza sobie minione błędy, ale nie wyciąga z nich wniosków i nie usuwa swoich wad, ten lekceważy siebie, nie troszczy się o swój rozwój i o swój los. Nic nam nie pomoże to, że przebaczy nam Bóg, że przebaczą nam ludzie, że my sobie wszystko przebaczymy, jeśli nadal będziemy błądzić i krzywdzić. Syn marnotrawny doświadczył przebaczenia ze strony ojca i sam sobie wybaczył przeszłość, ale dopiero wtedy, gdy się radykalnie nawrócił. I ani sekundy wcześniej! Dojrzale zamyka błędną przeszłość ten, kto przebacza sobie wszystkie krzywdy, jakie sam sobie wyrządził, jednak pod warunkiem, że wyciąga wnioski z przeszłości i że już do tych błędów tu i teraz nie wraca.

Na trzecim miejscu listy skrzywdzonych osób, które mają prawo oczekiwać zadośćuczynienia, uzależniony powinien umieścić wszystkich ludzi, których zranił i którym zadał cierpienie. Zwykle uzależniony w czynnej fazie choroby najbardziej krzywdzi najbliższe osoby. Dzieje się tak przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, osoby te są z nim mocno związane emocjonalnie. Często przebywają z nim niemal dzień i noc. Ich los jest bezpośrednio związany z jego losem i sposobem postępowania. Po drugie, wobec bliskich osób uzależniony ma większe zobowiązania niż wobec obcych ludzi. Jeśli ich krzywdzi, zamiast kochać, to zadaje im ból, który zdecydowanie bardziej boli niż zło wyrządzone przez kogoś obcego. Jeśli krzywdzicielem jest mąż czy żona, to na początku listy osób skrzywdzonych powinien umieścić małżonka i dzieci. Na początku tej listy powinni znaleźć się również rodzice i rodzeństwo.

W jaki konkretnie sposób uzależniony powinien zadośćuczynić tym, których skrzywdził? Konkretne zasady w tym względzie podaje Jezus w przypowieści o dłużniku i wierzycielu. Dłużnik przyszedł do wierzyciela, padł przed nim na kolana i uczciwie uznał oraz opisał swoje winy: „Pożyczyłem od ciebie ogromną kwotę pieniędzy i nie oddałem. Masz teraz prawo wsadzić mnie do więzienia. Masz prawo zamknąć mnie tam z całą moją rodziną i całym moim dobytkiem. Zasłużyłem sobie na taki los. Mam jednak do ciebie prośbę, byś dał mi szansę, abym ci spłacał dług w ratach”. Zauważmy, że w przypowieści Jezusa dłużnik nie błaga wierzyciela o to, by darował mu cały dług. Prosi jedynie o szansę, by mógł spłacać ten ogromny dług w ratach. Wtedy, po takim wyznaniu – i ani sekundy wcześniej! – wierzyciel daruje mu wszystko.

Pierwszym obowiązkiem uzależnionego jest pójść osobiście do skrzywdzonej osoby. Wyjątkiem jest sytuacja, w której skrzywdzona osoba – przynajmniej na razie – nie życzy sobie osobistej wizyty, bo na przykład nie wierzy jeszcze w przemianę uzależnionego, albo zadane rany są jeszcze dla tej osoby zbyt świeże czy zbyt bolesne. W takich przypadkach uzależniony powinien zacząć od napisania listu czy od rozmowy telefonicznej. We wszystkich innych przypadkach powinienem osobiście pójść do osoby, której chce zadośćuczynić za krzywdy z przeszłości. Zadośćuczynić można tylko wtedy, gdy motywem jest miłość do wcześniej krzywdzonej osoby, a nie strach czy poczucie obowiązku. Zaczyna się ono od opisania wyrządzonych krzywd i od szczerego przeproszenia. Następnie uzależniony powinien przejść do konkretnego działania wynagradzającego. Dla przykładu, jeśli kogoś oczerniał, to teraz odwołuje wszystkie kłamstwa. Jeżeli okradał czy nie oddawał pożyczek, to teraz oddaje – maksymalnie szybko, jak tylko jest to możliwe. Jeżeli okazywał agresję i stosował przemoc, to teraz okazuje miłość, wrażliwość, czułość. Warto dodać, że los człowieka mierzącego się ze złą przeszłością, nie zależy od tego, czy dawniej krzywdzone przez niego osoby mu przebaczą, lecz od tego, czy on się radykalnie zmieni i czy zadośćuczyni za wyrządzone zło w sposób maksymalny, jaki jest możliwy.

Zakończenie

W czynnej fazie choroby człowiek uzależniony wyrządza wiele – czasem wręcz drastycznych – krzywd samemu sobie, a także innym ludziom. Ocena moralna wyrządzonego przez niego zła w tej fazie jego życia wymaga dużej empatii, dojrzałości oraz uwzględnienia niepowtarzalnej sytuacji danego uzależnionego i całej jego historii życia. Chodzi o to, żeby on sami oraz ludzie, którzy chcą mu pomagać w wychodzeniu z czynnej fazy choroby, nie popadali w żadną ze skrajności. Jedna skrajność to przypisywanie uzależnionemu pełnej winy moralnej za każde zło popełnione w przeszłości. Skrajność druga to uleganie naiwności i pobłażanie złu, które uzależniony popełnił. Warunkiem uwolnienia się z czynnej fazy uzależnienia jest uczciwy rozrachunek moralny z przeszłością, zadośćuczynienie skrzywdzonym osobom oraz radykalne nawrócenie człowieka uzależnionego, żeby tu i teraz coraz dojrzalej kochał i nikogo już nie krzywdził.

Pozostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola zostały oznaczone *